niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 25.

Rozdział 25. - Zarwana nocka.


[...]

Weszliśmy do kuchni i nagle Mamie zakręciło się w głowie.
- Mamo, co ci jest? - spytałam.
- Nic takiego. Po prostu zakręciło mi się trochę w głowie.
- Usiądź. A ja zadzwonię po lekarza.
- Nic z tego kochani. Nie jest mi potrzebny żaden lekarz, bo nic mi się nie stało.
- Mamo. - ciągnęłam dalej.
- Ale co mamo? Już jest dobrze. To z nerwów.
- Mamo daj się zbadać. - dodał Max.
- Widzisz? Max jest po mojej stronie.
- Nic mi nie jest. - dalej upierała się przy swoim. - Możemy już zacząć robić tę kolację?
- Dobrze, ale czy tego chcesz, czy nie mamo jutro idziesz do lekarza i robisz wszystkie badania. - powiedział Max.
- Jakie ja mam kochane, troskliwe a zarazem trochę upierdliwe dzieci. - zaśmiała się Mama.
- Też cię kochamy. - odpowiedzieliśmy chórem.
- Wiem, wiem. To, co robimy? Naleśniki z konfiturą mogą być?
- Pewnie. - powiedział z zachwytem Max.
- No to robimy. - oznajmiła Mama. - To ja pójdę po konfitury, a ty mała wyciągnij składniki do ciasta naleśnikowego, a ty Max nakryj do stołu.
- Ok. Już się robi. - odpowiedzieliśmy w tym samym momencie.
Młody nakrywał do stołu, ja wstawiłam wodę na herbatę, po czym zaczęłam przygotowywać ciasto na naleśniki.
Mama nie wracała ze spiżarni już jakieś dobre pięć minut. Zaniepokoiło nas to. Max zszedł na dół, żeby zobaczyć, co się stało. Po chwili zaczął krzyczeć.
Zbiegłam do piwnicy najszybciej jak mogłam. Zobaczyłam mamę leżącą na posadzce w kałuży krwi i Maxa klęczącego nad nią.
- Co się tak gapisz? Dzwon po pogotowie rozkazał mi.
- Już dzwonię. Sprawdź, czy oddycha.
- Oddycha.
- To najważniejsze. Halo? Pogotowie...

Karetka przyjechała w mgnieniu oka.

Max wybiegł przed dom i przyprowadził zespół ratowniczy. Zanim przyszli mama się 'ocknęła' i była już przytomna. Wyprosili nas i zajęli się mamą. 
Po kilku chwilach wyszedł do nas lekarz. 

- Zabieramy Waszą mamę do szpitala na badania. Musimy sprawdzić, czy nie ma jakichś urazów wewnętrznych. Na chwilę obecną nic nie mogę więcej powiedzieć. Na pewno więcej będę wiedzieć po badaniach. Ekipa, zbieramy się.- oznajmił i zaczęli zbierać swoje 'manatki'. 
- Mamo, jedziemy za tobą. - próbowałam ją jakoś pocieszyć. - Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. 
- Do którego szpitala ją zabieracie ? - spytał Max.
- Na Avermont Ave. - dopowiedział kierowca karetki i odjechali na syrenie.  

Wbiegliśmy do domu, ubraliśmy się, Max wziął kluczyki i pojechaliśmy w pośpiechu do szpitala. Jechaliśmy tak szybko, jak się dało, ale po drodze natknęliśmy się jeszcze na wypadek samochodowy.
Przed wejściem Max miał problemy z zaparkowaniem auta. Kiedy już zaparkował pobiegliśmy do szpitala szukać naszej rodzicielki. Pędem wbiegliśmy na izbę przyjęć. Podbiegłam do rejestracji i pani recepcjonistka oznajmiła nam, że mama jest na badaniach, mamy się uzbroić w cierpliwość i czekać. 
Pff. Ciekawe, czy pani byłaby na naszym miejscu spokojna ? - pomyślałam.
Usiedliśmy na krzesełkach w poczekalni i czekaliśmy.. 

*dwie godziny później*

Max cały czas chodził w te i we wte, co mnie strasznie wkurzało.
- Max, tym chodzeniem nikomu nie pomożesz, ani niczego nie przyspieszysz. Usiądź wreszcie, no..
- No może masz rację. 
- Twoja młodsza siostra zawsze ma rację. - odpowiedziałam mu i dałam 'kuskańca' w żebra.
- Chciałabyś. - spojrzał na zegarek. - O cholera! Zapomniałem. - Wstał gwałtownie i chwycił za telefon. Odszedł kawałek i zaczął dzwonić. 

Po chwili wrócił z bananem na twarzy. 
- Zgodziła się na drugą randkę ?
- Co ? Kto ? - udawał głupiego. - Yy. Rozmawiałem z moim przyjacielem, Davidem.
- Mhm. A ja jestem Marylin Monroe. No proszę cię. Przecież to widać gołym okiem.
- Niby co ?
- No proszę cię. Braciszku, od jakiegoś czasu chodzisz cały w skowronkach, myjesz się częściej niż zwykle i nawet kupiłeś sobie nowe perfumy.. Coś tu jest nie tak! 
- Pff. Przecież to jeszcze o niczym jeszcze nie świadczy.
- Jestem twoją siostrą i wiem o tobie dużo. Za dużo. Myślałeś, że jak odejdziesz kawałeczek, to ja tego nie będę słyszeć ? Myliłeś się. Wszystko słyszałam. To jak powiesz mi co to za dziewczyna ? Jak ma na imię ? Ładna ?Znam ją ? Opowiadaj..
- Małpa! No ok, skoro chcesz wiedzieć. Wysoka, długowłosa brunetka, ciemne oczy, jest z Los Angeles i ma na imię Alice. 
- I ?
- I jest ładna..
- .. i?
- Podoba mi się.. 
- ... i ?
- I umówiliśmy się na sobotę.
Już chciałam go jeszcze o coś zapytać, ale w tym czasie ujrzałam jak z gabinetu wychodzi lekarz. Zarwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy do niego. 
- I co z mamą ? - spytaliśmy chórem.
- Na szczęście Waszej mamie nic takiego strasznego się nie stało. To omdlenie najprawdopodobniej spowodowane było skutkiem zmęczenia i stresu, jakie towarzyszyły jej w ostatnim czasie z tego, co nam powiedziała. Kiedy upadała uderzyła głową o posadzkę, przez co rozcięła ją sobie. Rana była niewielka, ale bardzo głęboka, dlatego musieliśmy założyć jej szwy. TK głowy nic nie wykazało.  
- Możemy już ją zabrać ?
- Naturalnie. Właśnie szedłem po wypis. Wejdźcie do gabinetu, a ja zaraz wracam i powiem wam co i jak.
Weszliśmy do środka, lekarz przyszedł po niecałej minucie. 
- Więc tak. Wasza mama musi na siebie bardzo uważać. Przepisałem jej leki przeciwbólowe. - mówił podając nam receptę - Musi je stosować tak, jak jest tam napisane no i oczywiście musi teraz bardzo dużo odpoczywać i nie stresować się. Mam nadzieję, że o to zadbacie. A i musi się do nas wstawić za pięć dni w celu zdjęcia szwów. Z mojej strony to wszystko. - powiedział.
- Dziękujemy bardzo panie doktorze.
- Nie ma za co. To tylko moja praca. 
- Jeszcze raz dziękujemy i do widzenia. - powiedział Max i wyszliśmy. 
- Jeżeli myślisz, że nie dokończymy tej rozmowy sprzed pół godziny to się grubo mylisz. - spojrzałam na brata z uśmiechem triumfatora i w pośpiechu poszłam do sali naszej mamy. 
Otworzyłam drzwi i weszliśmy. Od razu podbiegłam do niej i się mocno przytuliłam. Braciszek zrobił to samo.
- Ej. Dzieci uważajcie, bo mnie udusicie. - zaśmiała się.
- Ale nas strachu napędziłaś. - zaczęłam.
- Wiem. 
- Boli cię coś ? - spytał Max.
- Nie. Podali mi jakieś silne środki i nic nie czuję. - uśmiechnęła się. - A teraz chodźmy, bo mam już dosyć tego miejsca.
- Taa. Ja już też. - przytaknął Max i w szybkim krokiem wyszedł z sali, a za nim ja z mamą. 
Wyszliśmy na zewnątrz. Powoli robiło się chłodno. Może dlatego, że dochodziła północ. W pośpiechu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Po drodze zahaczyliśmy o aptekę, żeby wykupić leki. 
Po jakichś 30 minutach byliśmy w domu. 
Mama poszła do sypialni się położyć. 
Po tych wieczornych wydarzeniach odechciało się jeść całej naszej trójce. Posprzątałam bajzel w kuchni i też poszłam do swojego pokoju.
Włączyłam lampkę nocną i usiadłam na łóżku. Wzięłam do rąk mój telefon, który leżał na szafce nocnej. Odblokowałam i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia  od Rikera i sms.

" Jak będziesz mogła, to oddzwoń proszę. Czekam.
    Riker. "

Zaniepokoiła mnie trochę ta wiadomość i oddzwoniłam. Po chwili w telefonie usłyszałam głos Rikera.
- Halo ?
- Obudziłam cię ? - spytałam.
- Alex! Nie.. Czekałem, aż zadzwonisz. 
- Świetnie.
- Już myślałem, że się obraziłaś. 
- Ja ? No coś ty! A niby za co miałabym być zła ?
- No nie wiem..
- No właśnie, głuptasie. Mów co chciałeś.
- Pogadać.
- O czym ?
- A raczej o kim. Chciałem pogadać o Rossie.
- A co się stało ?
- Jeszcze nic.. Ale może..
- No ok. To kiedy chcesz się spotkać ?
- Yy. Teraz?
- Riker, wiesz która jest godzina ?
- Dochodzi druga. No proszę. 
- Ok. Za dwadzieścia minut przed moim domem. 
- Super. Będę czekał. - powiedział chłopak i rozłączył się.

Oj Riker, Riker. Ty to zawsze masz szalone pomysły! - pomyślałam. 


Wstałam z łóżka, schowałam telefon do 
kieszeni i podeszłam do lustra. Miałam na sobie jeszcze top i szorty. Postanowiłam się przebrać, bo na zewnątrz jest chłodno. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej dżinsy, sweterek, trampki i czapkę. 
Wychodząc weszłam jeszcze po cichu do mamy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że śpi. Dobranoc mamo. - pomyślałam i zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że Max siedzi w salonie i ogląda jakieś kreskówki. 
- Co ty tu robisz ? - spytałam. 
- Nie mogę spać. Postanowiłem sobie pooglądać telewizję. Byłaś u mamy ?
- Tak. Śpi.
- A ty co tu robisz ? 
- Wyobraź sobie, że też nie mogę spać. Idę się przewietrzyć. 
- Ok. Mam poczekać na ciebie ?
- Nie musisz. Wezmę klucze. 
- Jak sobie chcesz. To cześć.
- Pa. - odpowiedziałam i wyszłam. 

Riker już na mnie czekał. 

- Cześć piękna. - przytulił mnie.
- No hej. To gdzie idziemy ? - spytałam. 
- Daleko. - odpowiedział blondyn z uśmiechem na twarzy.
- Co ty kombinujesz ?
- Nic. No chodźmy! 
- Ale na pewno ?
- Taak. No chodź już. 

Zapowiada się nieprzespana noc! - pomyślałam, uśmiechnęłam się i ruszyłam za blondynem. 





Ogłoszenia parafialne! 
(Ekhem... ) xd

Witajcie kochani ! 

Mamy już 25. rozdział! Yay! Jak się cieszę. :)
Sorry, że musieliście tyle czekać, ale ostatnio mam coraz mniej czasu.
Mam nadzieję, że spodobają się Wam moje powyższe "wypociny" xd
Ostatnimi czasy rozdział przekroczył 12.000 wyświetleń ! Za co Wam z całego serca dziękuję. <3

Czekam na Wasze komentarze, które bardzo motywują mnie do dalszego działania. Dla Was to niewiele znaczy, a dla mnie znaczy bardzo wiele. 

Do następnego razu. <3 <3
Całuję. 
B.


środa, 1 października 2014

Rozdział 24.

Rozdział 24. - "Carpe diem!"


[...]

Po chwili usłyszałam jak ktoś ledwo słyszalnie puka do moich drzwi.

- Mogę wejść? - usłyszałam głos mamy.
Nie odpowiedziałam.
Po chwili drzwi się otworzyły i Mama weszła do pokoju. Usiadła obok mnie, a ja nadal leżałam zapłakana..

- Czemu to życie jest takie niesprawiedliwe? - spytałam przerywając nędzną ciszę.
- No właśnie. - westchnęła. - Nigdy nic nie jest takie, jak byśmy chcieli.
- Mamo, ja już nie daje rady.. To wszystko mnie przerasta.
- Wiem córcia, że jest ci ciężko, ale z dnia na dzień będzie co raz lepiej. Uwierz mi.
- Nie. Nic nie będzie lepiej. Życie jest do dupy!
- Dlaczego tak mówisz? 
- A jak mam mówić? Nie jestem już z Rossem, nie będę już grać w filmie...
- Ale jak to?
- No normalnie. Zadzwoniłam do Pana Millera i powiedziałam mu jaka jest sytuacja..
- I co on na to?
- Na początku nie chciał uwierzyć, ale ostatecznie się zgodził.. I powiedział, że od jutra zaczyna przesłuchania na moje miejsce..
- Tak mi przykro Alex.. A co z Rossem ? - spytałam.
- A z Rossem musiałam się rozstać. Chociaż bardzo tego nie chciałam i pękało mi serce, jak mu mówiłam, że nie możemy być razem.. Nienawidzę siebie! Nienawidzę życia! Nienawidzę ojca! - rozpłakałam się ponownie..
- Nie płacz kochanie, wszystko jeszcze się ułoży i jeszcze będziesz szczęśliwa. Zobaczysz. Wystarczy tylko trochę czasu.. - przytuliła mnie -  Może na rozweselenie gorąca czekolada? - spytała z uśmiechem.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziałam i po raz pierwszy od jakiegoś czasu uśmiechnęłam się.

Zeszłyśmy na dół do kuchni i zrobiłyśmy gorący napój. 
- Nie ma to jak pić z mamą gorącą czekoladę o północy.. - pomyślałam. 
Usiadłyśmy przy stole i rozmawiałyśmy do baardzo późna. 

*następny dzień*

Wstałam coś po 10 am. Na pół przytomna zeszłam na dół, żeby napić się zimnego mleka. Weszłam do kuchni i zauważyłam kartkę na stole. Wzięłam ją do ręki.

Córciu.
pojechałam, żeby załatwić ostatnie formalności związane z nową pracą i mieszkaniem. 
Jak wrócę, to zaczniemy się pakować. 
Całuję,
Mama.


Wzięłam szklankę i poszłam do góry. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po mój pamiętnik. Otworzyłam go i zaczęłam czytać. Aż łezka się w oku kręciła. Ile tam wspomnień, emocji..
Postanowiłam coś napisać.

Dziś 26 sierpnia, jeden z ostatnich dni, jakie spędzę w tym domu. 
W domu, w którym się urodziłam, w którym się wychowałam. 
Nie chcę stąd wyjeżdżać za nic. 
Ale co zrobię?
Niestety nic.
Jak to się mówi. Life is brutal. 
Przymyka się oczy i żyje się dalej. 
Chyba zacznę brać przykład z epikurejczyków.
Carpe diem - łap chwile, żyj chwilą. 


Po jakimś czasie zauważyłam, że mój laptop zaczął się świecić na niebiesko. Podeszłam do biurka i chwyciłam przedmiot. Ponownie usiadłam na łóżko i otworzyłam urządzenie. 
Miałam nieodebrane połączenie za skype'a od Olivii. 
Postanowiłam oddzwonić. 

- Hej Olivia. - przywitałam się, kiedy ujrzałam moją przyjaciółkę na ekranie. 
- Cześć kochana. Tęsknię. 
- Ja też za tobą tęsknię. Tak bardzo mi ciebie brakuje tutaj..
- Oo. A wiesz jak jest mi tu smutno bez ciebie ?
- Ou. No niestety nic na to nie poradzimy.. Opowiadaj, co u ciebie ?
- A no nie. Hmm. Co u mnie ? Nudno, to na pewno. Mama ciągle chodzi zapracowana. Nigdy nie ma na nic czasu. 
- To zupełnie tak, jak u mnie.
- A wiesz, co ci powiem ciekawego.. 
- No mów.
- Spotkałam ostatnio fajnego chłopka, jak spacerowałam nad Motławą. 
- No co ty. To świetnie. Będzie coś z tego ?
- Mam nadzieję. - zaczęłyśmy się śmiać. - Wiesz, jak się strasznie Gdańsk zmienił od momentu, kiedy byłyśmy tam razem z twoimi rodzicami..
- No co ty.
- Noo. Mam kilka zdjęć, to mogę ci później wysłać na maila. 
- To super. Będę czekać. 
- A co tam u ciebie ? Opowiadaj, co tam ciekawego się wydarzyło.
- Oj nie wiem, czy chcesz tego słuchać i oczywiście, czy masz tyle czasu..
- Pewnie, że mam. Dla swojej najlepszej i jedynej przyjaciółki nie miałabym czasu ? No weź przestań. Dla ciebie zawsze mam czas. Opowiadaj.
- No dobrze. - zaczęłam jej opowiadać wszystko od jej wyjazdu.. Trochę tego było.

Gadałyśmy przez jakieś dobre dwie godziny. Ale się nagadałam, aż teraz mnie w gardle coś drapie.
Wstałam z łóżka, by rozprostować moje zdrętwiałe od siedzenia nogi. Odłożyłam laptop na biurko i podeszłam do lustra. 
Doszłam do wniosku, że chyba czas się ubrać, gdyż dochodziła 1 pm.
Otworzyłam moją szafę z ubraniami i zaczęłam przerzucać rzeczy z kupki na kupkę, aż w końcu coś znalazłam. A mianowicie włożyłam jedne z moich ulubionych rzeczy, czyli t-shirt, szorty i trampki. 

Zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia.
Przygotowałam sobie tosty i usiadłam przed telewizorem w salonie. Wzięłam pilot do ręki i zaczęłam skakać po kanałach, szukając czegoś sensownego. O ile można znaleźć coś sensownego w telewizji w wakacje. 

Taa. Wakacje. Niestety ten beztroski czas wolności powoli dobiegał końca. Do końca został mi jeszcze niecały tydzień. Za sześć dni o tyn czasie będę już uczennicą drugiej klasy w Brooklyn College Academy w Nowym York'u. Nie wyobrażam sobie tego. Nowe miasto, nowi ludzie, nowa szkoła, nauczyciele. Nikogo tam nie znam. Będę zupełnie sama. Boję się tego, co będzie. A jeśli sobie tam sama nie poradzę?

Po chwili znalazłam coś interesującego na jakimś kanale przyrodniczym. Naprawdę mnie to wciągnęło.


* w tym samym czasie, dom Lynch'ów* 

Perspektywa Ross'a
Nie ruszało mnie nic. Byłem rozbity od środka. Zszedłem do kuchni by napić się trochę wody. Jak zwykle w salonie chłopacy toczyli ''wojnę" o to, kto ma rządzić pilotem. Typowe - powiedziałem sobie w myślach. Zwykle też brałem w tym udział. Właśnie.  Zwykle. Teraz coś się zmieniło. Czułem, jak cząstka mnie umiera w środku. Pff. Umiera? Co ja bredzę! Już umarła. Nigdy nie czułem się tak źle, jak się czuję teraz. Nawet, kiedy jako dziecko miałem zapalenie krtani i bolało jak cholera. Nic nie może opisać bólu, jaki czuję teraz. To jest po prostu nie do opisania. Człowiek jest nieżywy. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Chyba gorzej już być nie może. 
Wszedłem do kuchni po szklankę wody. Rydel mówiła coś do mnie, ale nie kontaktowałem. Ignorowałem wszystko i wszystkich. Wziąłem tylko to, po co przyszedłem i wróciłem do swojego pokoju. 
Rzuciłem się na łóżko i przykryłem szczelnie kołdrą. 
Nie minęło nawet pół godziny i ktoś wlazł do mojego pokoju, zrzucił kołdrę na podłogę.

- Riker, zlituj się człowieku! - krzyknąłem. 
- O bracie! Coś Ci tu zdechło ?
- Tak. Moje serce. 
- Kurde ile można się nad sobą użalać ?! Wstawaj natychmiast.
- Po co ?
- Musimy zrobić próbę. 
- Po co ? Przecież nie gramy ostatnio koncertów.
- O matko! Tobie trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku. Teraz nie gramy, ale zaraz po wakacjach kontynuujemy naszą trasę koncertową, więc nie marudź i ruszaj się! 
- Riker..
- Nie ma Riker. Za 15 minut jesteś na dole i zaczynamy próbę. Jeżeli się nie zjawisz, to skończy się to dla ciebie tragicznie. 
- Mhm..
- Pamiętaj. Za 15 minut na dole.. A i weź prysznic. Wszyscy chcemy pracować w normalnych warunkach. 
Spojrzałem na brata, chwyciłem za poduszkę i rzuciłem w niego.
Poleżałem jeszcze chwilkę i doszedłem do wniosku, że Rik chyba nie żartował. Postanowiłem jakoś się ogarnąć. 
Zrzuciłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Po 'kąpieli' ubrałem swoje ulubione porwane jeansy, t-shirt i trampki. Kiedy byłem już w miarę gotowy zszedłem na dół do salonu, gdzie siedzieli wszyscy. Po drodze usłyszałem, jak mówią coś o mnie. Nie ukrywam. Zdenerwowało mnie to. Nie cierpię, jak ktoś obgaduje mnie za plecami. Wszedłem do salonu i nagle wszyscy ucichli. 
- No proszę! Nie krępujcie się. Ja już wychodzę. - krzyknąłem i wyszedłem przed dom. 
Usiadłem na ławeczce przed domem i zacząłem rozmyślać. ZNOWU!

Po jakichś pięciu minutach przyszła do mnie Rydel. Usiadła obok mnie. Przez chwilę nic nie mówiła, tylko patrzyła się przed siebie. Po jakimś czasie przerwała tę błogą ciszę. 
- Ross. Wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko i wiem co czujesz, ale..
- Co ty do cholery jasnej wiesz ? Wiesz, jak ja się teraz czuję ?
- Ross daj sobie pomóc.
- Ciekawe w jaki sposób ? - prychnąłem. - Dla mnie nie ma już ratunku. Ale poczekaj.. Jest jedno wyjście. 
- No słucham. 
- Żyletka..
- Ross do cholery jasnej! Możesz się jakoś wziąć w garść? Od czasu, kiedy zerwaliście z Alex użalasz się nad sobą, jak małe dziecko. Zachowujesz się jak palant! Myślisz, że tym użalaniem coś zmienisz? Myślisz, że jak odbierzesz sobie życie, to coś zmienisz? Jak tak, to właśnie źle myślisz kochaniutki. Przecież to nie ma sensu. Dłużej tak nie wytrzymasz. Musisz się wziąć w garść. Wiem, że to, co teraz powiem jest banalne i oklepane, ale czas leczy rany. Zobaczysz. Za jakiś czas zapomnisz. Nie będzie już tak bolało. Także proszę cię i zrób to dla siebie, dla mnie, dla nas, dla fanów. Oni cię kochają i jestem tego pewna, że gdybyś sobie coś zrobił nie pogodzili by się z tym. To jak będzie? Spróbujesz?
- Rydel..
- Hmm?
- Dziękuję. - powiedziałem i przytuliłem się do siostry. 
- Nie ma za co. Przecież nie mogłam dłużej patrzeć na to, jak mój braciszek powoli leci na dno..
- Jesteś kochana. 
- Wiem. To jak? Idziemy robić próbę ?
- Idziemy. - odpowiedziałem i poszliśmy.

*godzinę później, dom Jons'ów*

Perspektywa Alex
Znudziło mi się oglądanie telewizora i postanowiłam pójść do swojego pokoju zacząć się powoli pakować. Znalazłam jakieś kartony i zabrałam się do roboty. Po niecałej godzince zauważyłam, że ktoś przyjechał. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam mamę. Zeszłam na dół, aby pomóc jej z kartonami, które wyciągała z samochodu. 
- Hej mamo. I jak tam ? Załatwiłaś wszystko ?
- Tak córciu. Mam dla ciebie niespodziankę. Na pewno się ucieszysz. 
- Tak ? A co to ?
- Zobaczysz. Musimy poczekać na Max'a.
- Co ? A kiedy on będzie? - zaczęłam się dopytywać jak mała dziewczynka.
- Dzwoniłam do niego i powinien za chwile tutaj być. O! O wilku mowa. - powiedziała i zobaczyłam podjeżdżającego pod dom brata. - Chodź, zaraz się dowiesz.
Weszliśmy do domu i usiedliśmy razem w salonie.
- Mamo, no powiesz wreszcie, o co chodzi ? - spytałam. 
- Już mówię. Więc zadzwonił do mnie dzisiaj ojciec.
- I czego chciał ? - spytał Max.
- Już mówię. Chciał się spotkać. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się na mieście i zaczął wypytywać, jak sobie radzimy. Powiedział mi, że Elizabeth jest w ciąży.
- Co ? Ale jaja! - powiedziałam z niedowierzaniem.
- To jeszcze nie koniec. - ciągnęła mama. - Powiedział mi też, że wyjeżdżają na stałe do Kanady i..
- I ?? - powiedzieliśmy razem z Max'em.
- I oznajmił mi, że nie będzie mi sprawiał żadnych problemów z rozwodem i majątkiem. Powiedział, że wszystko zostawia nam. Dziś dostałam pismo, że rozprawę rozwodową mamy dokładnie za tydzień.
- Czyli wychodzi na to, że zostawia nam wszystko i spada z naszego życia ? - spytałam. 
- Dokładnie tak. - odpowiedział Max.
- No ok, ale mamo powiedz mi, co teraz zrobimy, skoro mamy już mieszkanie wynajęte w Nowym Yorku, ty masz tam pracę, a ja dostałam się tam do szkoły. 
- Tak naprawdę, to nie wiem, co jeszcze z tym zrobimy, ale trochę się zastanawiałam po drodze do domu i wpadłam na pewien pomysł, tylko nie wiem, czy wam się spodoba. 
- No to mów.
- Wymyśliłam to, że może narazie nie będziemy sprzedawać domu. Teraz wybór należy do was, bo są dwie opcje. Albo jedziecie ze mną do Nowego Yorku tak, jak to było wcześniej ustalone, albo wy zostajecie tutaj i tylko ja wylatuję. Zastanówcie się, jak wolicie. 
- Szczerze ? Ja chciałabym zostać. Mam tutaj przyjaciół, Ross'a, własne miejsca, znam okolicę i w ogóle.. - powiedziałam.
- Ja też wolałbym zostać. - dodał Max.
- Czyli mam rozumieć, że wy zostajecie na miejscu, a ja lecę do Nowego Yorku ?
- Tak. - odpowiedzieliśmy chórem.
- Ufam wam kochani i wierzę, że sobie poradzicie tutaj beze mnie. 
- Też mamy taką nadzieję. - powiedziałam.
- Jak ja się cieszę, że mam takie mądre i rozsądne dzieci. - przytuliła nas. - To jak? Najpierw coś zjemy, a potem pomożecie mi  się spakować ? - spytała.
- Pewnie. - odparliśmy i poszliśmy wszyscy razem do kuchni.








Witajcie Kochani. :*

Przepraszam Was z całego serca za to, że nie dodawałam rozdziałów przez dwa ostatnie miesiące. W wakacje najpierw nie miałam weny, potem nie miałam czasu. Nadszedł wrzesień i teraz jest jeszcze gorzej. Nowa szkoła, masa obowiązków i jeszcze te dojazdy.. -,- 
Przyznam się Wam, że ten rozdział ( o ile w ogóle można go tak nazwać) pisałam cały miesiąc. 
Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż ktoś, kto przeczyta ten beznadziejny rozdział. 
Postaram się pisać kolejny rozdział w każdej wolnej chwili. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli tak długo czekać, jak na ten tutaj. 

Do napisania! :*
Kocham. <3
B.








niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 23

Rozdział 23. - "Chodź, przytul, przebacz"


[...]


Ross przez całą drogę się wydurniał. Wyglądał jak małe dziecko, które tańczy w rytm melodii. To było zabawne. Po kilku minutach samochód stanął przed jakąś kawiarnią w Hollywood. 

- No i jesteśmy na miejscu. - oznajmił blodas. - Chodź, zabieram cię na górę naleśników.
- Naleśników ? Jaja sobie ze mnie robisz ? - zaśmiałam się.
- Nie. Wręcz przeciwnie. No chodź a nie marudź. - pociągnął mnie za rękę do lokalu.

Weszłam i oczom nie mogłam uwierzyć. Wszędzie stały talerzyki z górą naleśników. Były ich przeróżne rodzaje. Z syropem, truskawkami, śmietaną, jagodami, borówkami, owocami leśnymi, czekoladą... Po prostu cud, miód, malina. - pomyślałam.

- Wiesz co, Ross.
- Hmm ?
- Jeszcze nikt nie zaprosił mnie na tak wspaniałą i przepyszną randkę. - zaśmiałam się i dałam mu buziaka w policzek. - Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować. Odwdzięczysz się później. - powiedział i podniósł dwukrotnie brwi.
- Faceci. -  przewróciłam teatralnie oczami i zabrałam się do jedzenia. Ross tylko się zaśmiał.
Bawiliśmy się świetnie przy jedzeniu. Karmiłam Rossa, potem on mnie. Oczywiście usmarował mi cały nos bitą śmietaną. Nie zostawiłam tego tak. Odwdzięczyłam mu się. Zapewne wyglądaliśmy jak małe dzieci, bo wszyscy z obsługi ciągle się na nas patrzyli i śmiali pod nosem.


*
Po skończonej 'zabawie' poszłam do łazienki się umyć, gdyż wyglądałam niemiłosiernie i oczywiście cała się kleiłam. Według Rossa wyglądałam słodko, choć wcale tak nie było.
Kiedy wyszłam z łazienki Ross czekał na mnie przy wyjściu.
- To jak ? Gotowa na dalszą część ? - spytał.
- Pewnie. To jeszcze coś przygotowałeś ? 
- Oczywiście. Chodź.  

Wsiedliśmy do samochodu i chłopak ruszył. 
- To gdzie tym razem ? - spytałam z odrobiną sarkazmu w głosie.
- Zobaczysz. Ale jeżeli cię to zadowoli, to mam dla ciebie małą podpowiedź. 
- Jaką ?
- Tam, gdzie jedziemy spróbujesz czegoś nowego. Wiem, że tego nie umiesz, bo kiedyś mi mówiłaś, a ja będę twoim nauczycielem..
- Coo ? - nic nie mogłam z tego zrozumieć i spojrzałam na niego z dziwną miną z której można było odczytać, że nic nie kumam z tego, co powiedział. 
- Dobra, zobaczysz. 


Po chwili samochód się zatrzymał. 

- No i jesteśmy na miejscu ! - wykrzyknął z radością chłopak. 
- Plaża ? Przecież ja umie pływać.
- Ale nie na desce..
- Serio chcesz mnie uczyć ?
- Tak. Jak bym nie chciał, to bym tego nie robił. - powiedział i mnie pocałował.
- Dobra, przekonałeś mnie. Ale jest jedno pytanie panie nauczycielu..
- Co znowu panno Jons ?
- Nie mam stroju.. - powiedziałam z uśmiechem na ustach, Ross przymrużył oczy i powiedział tylko : 
- ... bagażnik. 
- Ha! To już wiem, co knułeś z moim braciszkiem.. No i oczywiście wyjaśniło się też po co grzebał w mojej szafie w środku nocy..
- Nie marudź, tylko wskakuj kochanie w strój. I to migiem. 
- Tak jest mój mis.. nauczycielu, nauczycielu. - odpowiedziałam i poszłam do bagażnika po strój, po czym przebrałam się w łazience. Ross zrobił to samo, co ja. 

Po chwili byliśmy już w wodzie. Każde z nas miało swoją deskę. Ross jak zwykle popisywał się, a ja stałam ja małe dziecko we mgle i nie wiedziałam, co zrobić, bo naprawdę nie umiałam pływać na desce. Pamiętam, jak kiedyś mój kolega zabrał mnie na lekcje pływania na desce. Moja nauka skończyła się kilkoma niespodziewanymi wskokami do wody i rozciętą nogą, gdyż stanęłam na kawałku szkła, a to rozcięło mi nogę. Nie miałam z surfingiem zbyt dobrych wspomnień.

- Ekhm.. Panie nauczycielu, czy tak mają wyglądać nasze lekcje ? - krzyknęłam do chłopaka. 
- Serio ? Chcesz się nauczyć mając wody po kolana? Tak się nie da.. Chodź tu do mnie. - spojrzałam na niego niepewnie. - No chodź. Nie zrobię ci nic strasznego.. 
- Tak, tak.
- Chyba. - mruknął pod nosem.
- Słyszałam. 
- Oj no chodź. Nie wydurniaj się.
- No przecież idę. - nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło.. 
- No w końcu. - czekał na mnie z założonymi rękami śmiejąc się pod nosem.
- Ale śmieszne.. Ładnie to tak śmiać się ze swojej dziewczyny ?
- Tak. - spojrzałam na niego złowrogo.. - Nie ? Niee. 
- No właśnie. - powiedziałam, popchnęłam go do wody i zaczęłam uciekać.
- Osz ty.. - powiedział i zaczął mnie gonić. - I tak cię złapię. Prędzej, czy później. 

Zaczęliśmy biegać po całej plaży i krzyczeć. Wszyscy się na nas patrzyli, jak na wariatów. 
Po długiej 'gonitwie' po plaży w końcu mnie złapał. 

- No i co mam teraz z tobą zrobić ? Hmm. Nie mam innego wyboru. - chwycił mnie w pasie i pobiegł ze mną do wody..

Pluskaliśmy się przez dłuższy czas. Zabawa była świetna. Po pewnym czasie zrobiło nam się zimno i postanowiliśmy wyjść z wody. Poszliśmy do samochodu, aby się wysuszyć i przebrać. 

- Wiesz, co Ross.
- Hmm ?
- To był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu. Zapamiętam go do końca życia. Dziękuję. - pocałowałam go.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.. i muszę ci coś ważnego powiedzieć. 
- Ja też muszę ci coś powiedzieć, a raczej wyjaśnić, ale nie tutaj. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Chodźmy. 
- No dobrze. 

Szliśmy plażą wzdłuż oceanu, trzymając się za ręce. Było prześlicznie. Zachód słońca, Ross, ja, delikatna morska bryza, która rozwiewała nasze włosy na boki. Po prostu cudownie. Szliśmy w ciszy, a fale lekko muskały nasze stopy. W oddali było widać światełko. Pewnie ktoś rozpalił ognisko.. Byłam prawie, jak w raju.. No właśnie. Prawie. Ciągle dręczyła mnie myśl, jak powiedzieć Rossowi, że wyjeżdżam na drugi koniec kraju.. Nie wyobrażałam sobie związku na odległość.. Ale musiałam mu to powiedzieć. Nie wiedziałam jak. Nie chciało mi przejść przez gardło to, że mieliśmy się rozstać. Musieliśmy.. 

- O czym tak rozmyślasz ? - spytał Ross, przerywając ciszę.
- A o niczym.. 
- Taa. Jasne. Przecież widzę, jak się zamartwiasz czymś. 
- Wydaje ci się. Daleko jeszcze ?
- Nie. Kawałeczek. A czemu pytasz ? 
- Tak tylko.

Szliśmy jeszcze kawałek w ciszy. Doszliśmy do skał. 

- O! Już zaraz jesteśmy. - oznajmił blondyn, pokazując miejsce za skałami.

Poszliśmy tam, gdzie pokazał Ross i ujrzałam tam mały stoliczek, elegancko nakryty. Dookoła było pełno kwiatów. Ognisko było rozpalone.. Ujrzałam też dwie postacie w oddali, które szły w naszą stronę. 

- Ross tu jest prześlicznie. - rzuciłam mu się na szyję. 
- Wszystko dla mojej ukochanej. 
- Ej. Moglibyście się tak nie miziać przy ludziach? - usłyszałam znany głos zza pleców. Odwróciłam się.
- Max ? Co ty tu robisz ? - spytałam. 
- Ross ci wszystko opowie, a ja tymczasem spadam z tą piękną oto osóbką. - szepnął Rossowi coś na ucho i kontynuował. - Cześć papużki nierozłączki. Miłej randki.
- Czy to właśnie był Max z Emily, którzy trzymali się za ręce ?
- Tak. Widać, że między nimi jest chemia.
- Tsaa. I to duża, ale skąd oni się tutaj wzięli ?
- Już ci tłumaczę. Pamiętasz, jak widziałaś mnie wtedy z Emily i jej mamą w galerii. 
- No. I?
- No i ona właśnie pomogła mi to wszystko zorganizować. 
- A Max?
- Max wiedział o tym i poprosił mnie, żebym pomógł mu 'zdobyć' Emily.
- To po to te wszystkie cyrki?
- Tak. Chciałem ci wynagrodzić ostatnią kolację, która wyglądała podobnie, ale się nie udała przeze mnie.
- Nie przesadzaj. Po prostu uratowałeś tej kobiecie życie. 
- No można to tak powiedzieć. Wiesz, że tą, kobietą z wypadku była Mama Emily.
- No to nieźle. Emily musi być bardzo wdzięczna tobie, że uratowałeś jej mamę.
- Pewnie tak. Nie gniewasz się już za to, że cię w pewnym momencie, że rąk powiem trochę 'olewałem' ?
- Nie. A dlaczego niby miałabym być zła?
- No nie wiem..
- No właśnie. Ross. Długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że każde z nas może spotykać się, poznawać nowych ludzi. Nie musimy mieć tych samych przyjaciół.. Babcia zawsze mi powtarzała, że trzeba być otwartym na nowe znajomości. Nie musimy być wszędzie zawsze razem. Sami też damy sobie radę. Związki na odległość nie udają się. Jak to mówiła mi Olivia : "Miłość jest super, ale tylko na chwilę. Przyjaźń też jest dobra. Nawet lepsza niż związki.." Ross... 
- Ej, czekaj, czekaj. Alex, do czego ty zmierzasz ?
- Ross muszę ci coś ważnego powiedzieć. Wiem, że będziesz na mnie zły, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz kiedyś tę decyzję. - zaczęły mi lecieć łzy. - Ross, bardzo nie chcę tego powiedzieć, ale muszę.. - łzy leciały mi strumieniami. - Nie.. Nie możemy być dłużej ze sobą. Bardzo cię kocham, i robię to z bólem serca, ale musimy się rozstać. 
- Co ? Ale jak to ? Coś się stało ? - widziałam, jak mu też zaczęły napływać łzy do oczu.
- Tak. Stało się. Wyprowadzamy się z mamą. 
- Gdzie ?
- Do Nowego Yorku. 
- Co ? To nie może być prawda.. - powiedział  blondyn. Teraz oboje płakaliśmy..
- Ross, przepraszam. Znajdziesz sobie kogoś lepszego ode mnie. 
- Nawet tak nie mów. To ty jesteś miłością mojego życia.. Kocham cię ponad życie. 
- Ross, wiem. Ja ciebie też, ale sam zobacz. Będą nas dzieliły tysiące kilometrów. Nie damy rady. 
- Damy radę. Są przecież telefony, skype, internet. Poradzimy sobie jakoś. 
- Nie Ross. Ja już podjęłam decyzję. Wiem, że jest bardzo bolesna dla nas obojga.. Ja inaczej nie potrafię. Uszanujmy to oboje Ross. - spojrzałam mu prosto w oczy. - Wybaczysz mi to kiedyś ? - nie odpowiadał. - Ross.. Słyszysz mnie ?
- Tak. Mam nadzieję, że chociaż będziemy dobrymi przyjaciółmi. 
- Będziemy. Obiecuję. A teraz chodź i przytul mnie mocno..

Staliśmy tak na plaży przytuleni kilkanaście minut. 
Straciłam rachubę czasu. 
Było już ciemno i postanowiliśmy wracać. 

Całą drogę przejechaliśmy w milczeniu. 
Nie było już tak, jak dawniej.. 
I chyba nigdy nie będzie.


*

Kiedy byliśmy już pod domem Ross spytał się mnie, czy wejdę do niego do domu. Zgodziłam się, gdyż chciałam powiedzieć reszcie o tym, że się wyprowadzam.
Wszyscy siedzieli w ogrodzie, przy basenie. 

- O kochani. W końcu jesteście. - powiedziała uradowana Stormie. - Zostały dla was steki z grilla. Chcecie ?
- Nie. - odpowiedzieliśmy chórem. 
- To ja się cieszę, że nie chcecie, więcej dla mnie i Ella. - powiedział Rocky, a wszyscy się na niego spojrzeli. - No co ?
- Co wy macie takie grobowe miny ? Coś się stało ? - spytała zaniepokojona Rydel.
- Tak. - odpowiedziałam. - Stało się. A nawet dwa cosie. Pierwszy powód jest taki, że wyprowadzamy się.. To znaczy ja z mamą, a drugi to, że ja z Rossem nie jesteśmy już razem. - na to blondas wyszedł, a reszta zrobiła duże oczy.
- Co ? Ale jak to ? Z jakiego powodu ? - dopytywali wszyscy.
- Powód jest taki, że mama rozwodzi się z tatą, dostała nową ofertę pracy, dlatego przeprowadzamy się tam, gdzie będzie pracować.. Czyli do Nowego Yorku. A z Rossem rozstaliśmy się dlatego, że będą dzieliły nas tysiące kilometrów i nasz związek nie wytrzymałby takiej próby.. - powiedziałam z trudem i znowu zaczęłam płakać. - Kocham was wszystkich i dziękuję za to, co dla mnie i mojej mamy zrobiliście. - ciągnęłam dalej. - A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. - powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. 
Nagle usłyszałam krótkie : "poczekaj". Wszyscy podbiegli do mnie i zaczęli mnie przytulać - rozkleiłam się na maksa. 

*

Po kilku minutach byłam już w swoim domu. Wbiegłam szybko do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Nie wytrzymałam już nerwowo...




Witajcie kochani. :*

Jak już widzicie, jest już 23. rozdział. Yay! Ale się cieszę. ^.^
Chciałam Wam powiedzieć, że kolejny pojawi się chyba nie prędzej niż za dwa tygodnie, gdyż wyjeżdżam w poniedziałek (czyli jutro) i nie wiem, czy będę miała internet.. Ale nie martwcie się. Będę pisać na brudno i oczywiście szukać WiFi. xd Także, może uda mi się go napisać i dodać szybciej niż myślę. ;) Mam nadzieję, że będziecie czekać. :*


PRZYPOMNIENIE ! ;)

Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to przejdźcie do zakładki INFORMOWANI, która znajduje się po prawej stronie i wpiszcie w komentarzu na jakiej stronce (tt/fb) i podajcie swój nick/imię i nazwisko, a na pewno nic Wam nie umknie. ;)

Do napisania. :** 



Kocham. <3
B.

środa, 16 lipca 2014

Liebster Blog Award


Witajcie! Zostałam nominowana do Liebastar Blog Award aż trzy razy! Nominowała mnie : Ronnie Lynch ( blog - link ), Austin&Ally ( blog - link ) oraz Carrie Benson ( blog - link )



PYTANIA OD RONNIE LYNCH :

1. W jaki sposób poznałaś R5 ?
- Przez serial Austin&Ally, w którym gra Ross. Zaczęłam szukać informacji o nim i dowiedziałam się, że ma zespół i tak to jakoś dalej się potoczyło.. :))

2. Czy lubisz Laurę Marano ?
- Tak.

3. Czy jesteś za Rydellington ?
- Nie, ponieważ (moim zdaniem) ich związek mógłby to mieć ogromny wpływ na zespół.

4. Jaka jest twoja ulubiona piosenka ?
- Nie umiem wybrać. xd Za dużo ich..

5. Krótko opisz siebie.
- Hmm. Więc jestem gadatliwa, roztrzepana (ciągle coś gubię xd), leniwa, wesoła, szczera (do bólu), zakręcona, pomocna, kocham adrenalinę, wariatka, pewna siebie. XDD

6. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem ? 
- Przeczytałam kilka blogów i postanowiłam sama coś 'stworzyć' i spróbować swoich sił. 

7. Raura vs. Raia
- Raura.

8. Masz rodzeństwo ?
- Tak.. 

9. Kogo z zespołu (R5) najbardziej lubisz ?
- Hmm. Wszystkich kocham tak samo, ale skoro muszę wybierać, to chyba.. Riker.

10. Jakie masz drugie imię ?
- Nie mam drugiego imienia. xd

11. Czego najbardziej nienawidzisz w ludziach ?
- Kłamstw, dwulicowości.  

PYTANIA OD AUSTIN&ALLY:

1. Czy lubisz pisać bloga ?
- No pewnie, KOCHAM! ( gdybym nie lubiła, to pewnie bym go nie miała xd)

2. Czy przeżyłaś już śmierć kogoś z rodziny, swojego zwierzaka lub jakiegoś przyjaciela ?
- Tak.

3. Czy oprócz nominowanego bloga prowadzisz jeszcze inny ?
- Nie.

4. Do jakich fandomów należysz ?
- Hmm. Jestem :
     * R5er
     * Lovatic
     * Lauratic
     * Vampette 
     * trochę Smiler
     * Selenator

5. Twoja ulubiona piosenka teraz.
- Za dużo. Nie umiem wybrać. xd

6. Noc czy dzień ?
- Dzień.

7. Co myślisz o Austin&Ally ?
- vhoiuavhoirevhaiwuy  *.*

8. Czy byłeś już nominowany ? Jeśli tak, to ile razy ? 
- Tak, ale już nie pamiętam. Trochę tego było. xd

9. Czy czytasz blog, który cię nominował ?
- Tak.

10. Gdybyś miała wybrać jedną super moc to jaka by to była ?
- Wybrałabym dwie : latanie i oddychanie pod wodą. :3

11. Jak oceniasz Teen Beach Movie ?
- 9/10

12. Cieszysz się z nominacji ?
- Pewnie. ;))

PYTANIA OD CARRIE BENSON :

1.Czy lubisz pisać blogi ? 
- KOCHAM, tylko nie zawsze mam czas. <3

2. Co zainspirowało cię do pisania ?
- Na początku czytałam kilka blogów, po czym postanowiłam sama spróbować. ;)

3. Opisz siebie.
- Hmm. Więc jestem gadatliwa, roztrzepana (ciągle coś gubię xd), leniwa, wesoła, szczera (do bólu), zakręcona, pomocna, kocham adrenalinę, wariatka, pewna siebie. XDD

4. Ulubiony kolor ?
- Czarny, różowy, niebieski, żółty, jasne odcienie zieleni.

5. Do jakich fandomów należysz ? 
Hmm. Jestem :
     * R5er
     * Lovatic
     * Lauratic
     * Vampette 
     * trochę Smiler
     * Selenator

6. Masz rodzeństwo ?
- Tak.

7. Prowadzisz inne blogi ?
- Nie. 

8. Zainteresowania ?
- muzyka, fotografia, pływanie, jazda na rowerze, sport.

9. Największe marzenie ?
- Spotkać R5 i zamieszkać w USA.

10. Motto życiowe ?
- " You love, who you love, it doesn't matter!"


NOMINOWANI : 


PYTANIA DO NOMINOWANYCH :
  1. Ulubione słowo ?
  2. Ulubiony kolor ?
  3. Sukienka vs. spodnie ?
  4. Converse vs. Vans ?
  5. Gitara elektryczna vs. gitara akustyczna ?
  6. Angielski vs. niemiecki ?
  7. Ulubiony aktor/aktorka ?
  8. Ulubione danie ?
  9. Opisz siebie.
  10. Gwiazda z którą masz najwięcej wspólnego ?
  11. Rurki vs. dresy ?



KONIEC xd


Rozdział pojawi się wkrótce. ;) Prawdopodobnie w weekend. <3
Miłego odpowiadania. ^.^
Kocham. <3
B.

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 22.

Rozdział 22. - Nic już nie będzie tak, jak dawniej. Wszystko się zmienia...

[...]

Kiedy moja mama powiedziała, że nie ma innego wyjścia i musimy się wyprowadzić poczułam się bardzo dziwnie. Z jednej strony byłam strasznie zła, z drugiej strony chciało mi się strasznie płakać na myśl o tym, że nie będę tak blisko mieszkała moich przyjaciół, mojego chłopaka..  Po tym, jak to usłyszałam miałam po prostu wszystkiego dość. Ze łzami w oczach powiedziałam do mamy - To nie może być prawda. Ja się stąd nigdzie nie wyprowadzam. - i pobiegłam do mojego pokoju..

Trzasnęłam drzwiami, rzuciłam się na łóżko i płakałam jak mała dziewczynka.. Sama nie wiem, dlaczego się tak zachowałam. To był impuls.. Może o prostu, że mieszkałam tam od urodzenia ? Może, że nie chce zostawiać swojego chłopaka, przyjaciół, szkoły, starych kątów ? Nie wiem..
Leżałam tak chwilę bez ruchu. Nagle zapukał ktoś delikatnie do moich drzwi. To była moja mama. Weszła, usiadła obok mnie na łóżku i patrzała się w okno.

- Ja też nie chcę się stąd wyprowadzać. - powiedziała po chwili milczenia.
- Mamo. - powiedziałam podnosząc z poduszki moją rozmazaną i troszkę opuchniętą twarz od płaczu.
- Tak ?
- Przepraszam.
- Za co ?
- Za to, że się tak zachowałam. Nie powinnam tak postąpić. Sama w ogóle nie wiem, dlaczego tak zrobiłam. Przepraszam. - przytuliłam się do niej. 
- Będzie dobrze. Nie płacz już więcej.
- Nie będę.
- Obiecujesz ?
- Obiecuję. 
- To świetnie. Chodź. Zrobimy sobie kolację. Max za chwilę powinien być.
- A on wie o przeprowadzce ?
- Tak. Był w tym czasie w domu, jak wróciłam od adwokata.. To jak ? Idziemy ?
- Pewnie. A co zrobimy ?
- Jedno z twoich ulubionych dań.
- Naleśniki ?
- Nie. 
- Spaghetti bolognese ? 
- Tak.
- A mówiłam ci już, że cie kocham, mamo ?
- A żeby to raz.. - wybuchnęłyśmy śmiechem i zabrałyśmy się do robienia dania.

Po niecałej godzince wszystko już było gotowe. Max przyszedł właśnie, jak kończyłam nakrywać do stołu.

- Ty masz wyczucie czasu, braciszku. - zwróciłam się do niego. 
- Wieem. - odpowiedział mi i usiedliśmy wszyscy przy posiłku.


*

Po kolacji pomogliśmy z Max'em mamie posprzątać. Kiedy wszystko było ładnie poukładane, a naczynia pozmywane poszłam do siebie do pokoju. 
Usiadłam na parapecie. Przez dłuższy czas patrzałam się w widok, który mam przed oknem. Przypomniałam sobie wtedy te chwile z pierwszego dnia, kiedy zobaczyłam Lynch'ów. Wtedy też siedziałam na parapecie i patrzałam przed siebie, obserwując ich kontem oka. - Fajnie było sobie tak powspominać. - pomyślałam, po czym zeszłam z parapetu, wzięłam swoją piżamę i udałam się w stronę łazienki.

Weszłam do środka. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. - Tego mi było trzeba - pomyślałam.
Po kąpieli usiadłam na łóżku i odpaliłam laptopa. Weszłam na Twittera. Napisałam post:

" Jedno się kończy, a następne zaczyna...
   Chyba czas rozpocząć nowy rozdział w życiu, 
     chociaż bardzo tego nie chcę :'(  "

Nie wiem, dlaczego tak napisałam. Może, że miałam doła ? Nie wiem.. Nie miałam siły na nic, dlatego wyłączyłam laptopa. Wzięłam do ręki mój pamiętnik, w którym dawno nic nie pisałam. 
Postanowiłam to zmienić. 
Otworzyłam go i zaczęłam czytać. Łzy leciały mi ciurkiem. Nie mogłam się powstrzymać.. Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam pisać. 


Kochany pamiętniczku! 

Czemu wszystko się sypie? 
Nie mam już na nic siły.. I jeszcze ta przeprowadzka. 
Z Rossem już mi się tak nie układa jak dawniej.. 
Nawet nie cieszy mnie to, że dostałam pracę...
Skoro się wyprowadzam, to będę musiała zrezygnować..
.. i poszukać nowej.
Nic już nie będzie tak, jak dawniej..
Nie będzie przy mnie moich przyjaciół. 
Nie będą tak blisko jak zawsze. 
Jeszcze nie wiem do końca, gdzie się wyprowadzamy.
Prawdopodobnie do Nowego Yorku..  
:'(


Zamknęłam pamiętnik. Łzy leciały mi ciurkiem..
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, kiedy nagle zobaczyłam, że świeci się mój laptop. Zeszłam z parapetu i usiadłam na łóżku, gdzie leżał przedmiot. Otworzyłam go i zauważyłam, że przez skype dzwoni do mnie Riker..
Odebrałam.

- Cześć piękna. Właśnie przeczytałem twój wpis na Twitterze. Co jest ? Stało się coś ?
- Hej Riker. - uśmiechnęłam się przez łzy. 
-Ej. Ty płaczesz ?
- Coo ? Wydaje ci się. - skłamałam.
- No przecież widzę. 
- No dobra. - już dłużej nie mogłam powstrzymywać łez.. Wybuchłam płaczem.
- To powiesz mi co się stało ?
- Tak. Ale muszę się przewietrzyć teraz. Masz czas ?
- Dla ciebie zawsze. Za 5 minut jestem pod twoimi drzwiami. 
- Dobra. Czekaj na mnie. Ubiorę się tylko. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Wyłączyłam laptop i wyciągnęłam z szafy pierwsze, lepsze ubrania, które w pośpiechu założyłam. Zeszłam na dół i ujrzałam moją mamę, która o dziwo jeszcze nie spała.

- Mamuś, a ty nie śpisz jeszcze ? - spytałam.
- A no nie. Jakoś nie mogę zasnąć. A ty córeczko, czemu nie śpisz ?
- Też nie mogę spać. 
- Ej. Znowu płakałaś ?
- Aż tak to widać ?
- No niestety. Jesteś cała czerwona i oczy masz spuchnięte.. A tak w ogóle, to gdzie się wybierasz ?
- Chcę się iść przejść, bo dziś chyba nie zasnę.
- No dobrze. Tylko weź klucze.
- Ok. Ale telefonu nie biorę. A tak właściwie, to wiesz już, gdzie się przeprowadzamy ? 
- Tak. Dostałam nową pracę w Nowym Yorku..
- Mhm.. Dobrze. To ja wychodzę. Klucze mam, telefonu nie mam. Wrócę, jak zrobi mi się lepiej.
- Ok. 
- Pa.
- Paa. - odpowiedziała mi.


*

Wyszłam z domu. Riker już na mnie czekał.

- Chodź tu do mnie. - powiedział i przytulił mnie.
- Dziękuję, że jesteś. - wyszeptałam będąc wtulona w blondyna.
- Nie dziękuj, to jest mój obowiązek, jako przyjaciela. 
- Jesteś wspaniały.. Chodź. Przejdziemy się.

Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy.. Szliśmy w ciszy w stronę oceanu.
Błogi spokój przerwał blondyn.

- To jak będzie ? Powiesz mi, co znaczył ten dziwny wpis na Twittera i dlaczego płakałaś ?
- Mhm.. No więc.. Jak już ci zapewne wiadomo moi rodzice się rozwodzą..
- I to był powód ?
- Co? Niee. Nie przerywaj mi, to się dowiesz.
- Ok, ok. Zamieniam się w słuch. 
- Tak, jak już ci mówiłam. Moi rodzice się rozwodzą i... sprzedają ten dom.. A to znaczy, że się wyprowadzam.. 
- Co ? Ale jak to ? Mam nadzieję, że tu gdzieś niedaleko..
- Też tak na początku myślałam, ale okazuje się, że nie...
- To gdzie się wyprowadzasz ?
- Nowy York..
- Przecież to jest na drugim końcu kraju. - mówiąc to posmutniał.
- Wiem. Dlatego napisałam ten bezsensowny post, dlatego płakałam. Po prostu nie chcę stąd wyjeżdżać..
- Rozumiem cię.. Też byłoby mi ciężko zostawić wszystko i wyjechać.
- No właśnie. Tutaj mam wszystko, czego mi trzeba. Najwspanialszych przyjaciół, chłopaka, pracę, szkołę.. Wszystko. Naprawdę nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, żebym została.
- Hmm. Faktycznie fatalna sytuacja. Naprawdę nie wiem, jak ci pomóc.
- Ja też nie wiem, jak sobie pomóc. Chyba się już nie da, bo moja mama dostała nową pracę i w ogóle.
- Nie smutaj. Nie będzie aż tak źle. Zobaczysz. Ja jeszcze coś wymyślę do waszego wyjazdu. A właśnie. Kiedy wyjeżdżacie ?
- Nie wiem jeszcze, ale znając moją mamę, to jak najszybciej.
- Nie przejmuj się. Coś poradzimy. - powiedział i przytulił mnie.

*

Spacerowaliśmy jeszcze przez godzinkę, po czym Riker odprowadził mnie pod same drzwi.

- Dziękuję. - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.
- Oo. A za co to ?
- Za wszystko. Za to, że tyle dla mnie robisz, po prostu za to, że jesteś.
- To miłe. A nawet bardzo miłe.. Możesz robić tak częściej.
- Riker..
- Tak wiem, wiem. Masz chłopaka. 
- Cieszę się, że rozumiesz. Dziękuję jeszcze raz i dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiedział, przytulił mnie i każde z nas poszło w swoją stronę. 

Weszłam do domu. Było ciemno, co oznaczało, że wszyscy śpią. 
Poszłam po cichu na górę i przebrałam się w piżamę. Postanowiłam jeszcze "zaliczyć" łazienkę przed snem.
Kiedy wróciłam do pokoju, automatycznie położyłam się do mojego łóżka. Wzięłam telefon z mojej szafki nocnej, aby zobaczyć, która godzina. Była 02:02. 'ktoś mnie kocha' - powiedziałam sama do siebie i uśmiechnęłam się. W tym samym momencie przyszedł do mnie sms.. Od Rikera.


Chciałem Ci tylko powiedzieć, żebyś więcej już nie płakała, 
bo serce mi się kraje, jak widzę ciebie zapłakaną. 
Nie myśl nad tą sprawą. Ja już coś wymyślę. 
Dobranoc.
Słodkich snów. :*
Riker.

Kiedy to przeczytałam, to się uśmiechnęłam, a w brzuchu zrobiło mi się tak jakoś dziwnie.. 
Postanowiłam posłuchać rad Rikera i się już nie zamartwiać. Jakoś to będzie. Wzięłam słuchawki, włączyłam muzykę i po chwili spałam, jak małe dziecko..  


*Następny dzień*

Spałam sobie w moim milutkim łóżeczku, kiedy nagle ktoś niespodziewanie zaczął mną szarpać. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam mojego brata. 

- Max! Do cholery. Co ty wyprawiasz ?
- Yy. Budzę cię. Nie widać ? - spytał z sarkazmem w głosie i zwalił mnie razem z kołdrą na podłogę.
- Ale po co mnie do cholery budzisz ? 
- Po pierwsze jest 14:00, a po drugie Ross przyszedł i czeka na ciebie od godziny aż się obudzisz.
- To nie można było tak od razu ?
- Niee. Chciałem mieć jakąś satysfakcję z tego, że cię obudziłem.. - zaczął się podśmiewać pod nosem.
- A spadaj! Odwdzięczę się. Zobaczysz. A teraz wypad. Chcę się ubrać.
- Ok, ok. Nie bądź już taka nerwowa.. - burknął pod nosem i wyszedł.

W końcu wyszedł. - powiedziałam sama do siebie i otworzyłam moją szafę. Jak zawsze nie wiedziałam w co mam się ubrać. Po chwili namysłu wyciągnęłam z szafy jakąś koszulę i pasujące do niej szorty. Umalowałam się lekko, włosy spięłam w kok i zeszłam na dół do kuchni, gdzie znowu mój braciszek knuł coś z moim blondaskiem. 

- Hej chłopaki! - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia. 
- No cześć piękna. - odpowiedział Ross. - Co dzisiaj robisz ? - spytał.
- A nie wiem jeszcze. A masz jakieś plany ?
- To jak nic nie robisz to wskakuj w jakieś trampki i cię porywam. 
- Gdzie ?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz się zbieraj. Masz dwie minuty. - powiedział. 
- Dobrze, dobrze. Lubię kiedy jesteś taki stanowczy. Zaraz będę. - odpowiedziałam i pocałowałam go.
- Ej ! Może nie przy ludziach. - krzyknął Max.
'Oderwałam' się od Rossa, spojrzałam na brata i poszłam do siebie. 
Wzięłam telefon, okulary słoneczne i założyłam moje Conversy. Po pięciu minutach byłam już ponownie na dole. 

- Możemy iść. - powiedziałam do Rossa.
- Świetnie. - odpowiedział mi blondasek i wyszliśmy. 

- To jak, gdzie idziemy ? - spytałam. 
- Poprawka. Jedziemy.. - puścił do mnie oczko i otworzył mi drzwi do auta.
- Ross. To jest twój samochód ? - zrobiłam duże oczy na widok maszyny.
- Tak. Od zawsze taki mi się podobał. Więc jak sobie odłożyłem trochę kasy, to postanowiłem sobie kupić nowy.. To jak ? Wsiadasz ?
- No jasne.
Wsiadłam, Ross zamknął za mną drzwi i po chwili siedział już obok mnie. Włączył radio, włożył swoje okulary przeciwsłoneczne i ruszyliśmy. 

- To w takim razie powiesz mi, gdzie mnie 'porywasz' ?
- Zobaczysz.. - odpowiedział i momentalnie przyspieszył.






OGŁOSZENIA PARAFIALNEE! xd

Witajcie kochani! 

Przepraszam Was za tak długą nieobecność, ale powiem wam po prostu, że miałam najzwyczajniej lenia! Nie chciało mi się nic, a nic. Ale mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.

Jak chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to przejdźcie do zakładki INFORMOWANI, która znajduje się po prawej stronie i wpiszcie w komentarzu na jakiej stronce (tt/fb) i podajcie swój nick/imię i nazwisko, a na pewno nic Wam nie umknie. ;)

Jak myślicie, gdzie Ross zabierze Alex ? Co wydarzy się dalej ?

Liczę na Wasze komentarze, które bardzo motywują mnie do dalszej pracy i to właśnie dzięki nim rozdziały będą częściej, a uśmiech z mojej twarzy nie zniknie. XDD
(Tak, wiem. Gadam nie od rzeczy. :p)

Liczę na Was. <3 <3



`Becia`