niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 25.

Rozdział 25. - Zarwana nocka.


[...]

Weszliśmy do kuchni i nagle Mamie zakręciło się w głowie.
- Mamo, co ci jest? - spytałam.
- Nic takiego. Po prostu zakręciło mi się trochę w głowie.
- Usiądź. A ja zadzwonię po lekarza.
- Nic z tego kochani. Nie jest mi potrzebny żaden lekarz, bo nic mi się nie stało.
- Mamo. - ciągnęłam dalej.
- Ale co mamo? Już jest dobrze. To z nerwów.
- Mamo daj się zbadać. - dodał Max.
- Widzisz? Max jest po mojej stronie.
- Nic mi nie jest. - dalej upierała się przy swoim. - Możemy już zacząć robić tę kolację?
- Dobrze, ale czy tego chcesz, czy nie mamo jutro idziesz do lekarza i robisz wszystkie badania. - powiedział Max.
- Jakie ja mam kochane, troskliwe a zarazem trochę upierdliwe dzieci. - zaśmiała się Mama.
- Też cię kochamy. - odpowiedzieliśmy chórem.
- Wiem, wiem. To, co robimy? Naleśniki z konfiturą mogą być?
- Pewnie. - powiedział z zachwytem Max.
- No to robimy. - oznajmiła Mama. - To ja pójdę po konfitury, a ty mała wyciągnij składniki do ciasta naleśnikowego, a ty Max nakryj do stołu.
- Ok. Już się robi. - odpowiedzieliśmy w tym samym momencie.
Młody nakrywał do stołu, ja wstawiłam wodę na herbatę, po czym zaczęłam przygotowywać ciasto na naleśniki.
Mama nie wracała ze spiżarni już jakieś dobre pięć minut. Zaniepokoiło nas to. Max zszedł na dół, żeby zobaczyć, co się stało. Po chwili zaczął krzyczeć.
Zbiegłam do piwnicy najszybciej jak mogłam. Zobaczyłam mamę leżącą na posadzce w kałuży krwi i Maxa klęczącego nad nią.
- Co się tak gapisz? Dzwon po pogotowie rozkazał mi.
- Już dzwonię. Sprawdź, czy oddycha.
- Oddycha.
- To najważniejsze. Halo? Pogotowie...

Karetka przyjechała w mgnieniu oka.

Max wybiegł przed dom i przyprowadził zespół ratowniczy. Zanim przyszli mama się 'ocknęła' i była już przytomna. Wyprosili nas i zajęli się mamą. 
Po kilku chwilach wyszedł do nas lekarz. 

- Zabieramy Waszą mamę do szpitala na badania. Musimy sprawdzić, czy nie ma jakichś urazów wewnętrznych. Na chwilę obecną nic nie mogę więcej powiedzieć. Na pewno więcej będę wiedzieć po badaniach. Ekipa, zbieramy się.- oznajmił i zaczęli zbierać swoje 'manatki'. 
- Mamo, jedziemy za tobą. - próbowałam ją jakoś pocieszyć. - Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. 
- Do którego szpitala ją zabieracie ? - spytał Max.
- Na Avermont Ave. - dopowiedział kierowca karetki i odjechali na syrenie.  

Wbiegliśmy do domu, ubraliśmy się, Max wziął kluczyki i pojechaliśmy w pośpiechu do szpitala. Jechaliśmy tak szybko, jak się dało, ale po drodze natknęliśmy się jeszcze na wypadek samochodowy.
Przed wejściem Max miał problemy z zaparkowaniem auta. Kiedy już zaparkował pobiegliśmy do szpitala szukać naszej rodzicielki. Pędem wbiegliśmy na izbę przyjęć. Podbiegłam do rejestracji i pani recepcjonistka oznajmiła nam, że mama jest na badaniach, mamy się uzbroić w cierpliwość i czekać. 
Pff. Ciekawe, czy pani byłaby na naszym miejscu spokojna ? - pomyślałam.
Usiedliśmy na krzesełkach w poczekalni i czekaliśmy.. 

*dwie godziny później*

Max cały czas chodził w te i we wte, co mnie strasznie wkurzało.
- Max, tym chodzeniem nikomu nie pomożesz, ani niczego nie przyspieszysz. Usiądź wreszcie, no..
- No może masz rację. 
- Twoja młodsza siostra zawsze ma rację. - odpowiedziałam mu i dałam 'kuskańca' w żebra.
- Chciałabyś. - spojrzał na zegarek. - O cholera! Zapomniałem. - Wstał gwałtownie i chwycił za telefon. Odszedł kawałek i zaczął dzwonić. 

Po chwili wrócił z bananem na twarzy. 
- Zgodziła się na drugą randkę ?
- Co ? Kto ? - udawał głupiego. - Yy. Rozmawiałem z moim przyjacielem, Davidem.
- Mhm. A ja jestem Marylin Monroe. No proszę cię. Przecież to widać gołym okiem.
- Niby co ?
- No proszę cię. Braciszku, od jakiegoś czasu chodzisz cały w skowronkach, myjesz się częściej niż zwykle i nawet kupiłeś sobie nowe perfumy.. Coś tu jest nie tak! 
- Pff. Przecież to jeszcze o niczym jeszcze nie świadczy.
- Jestem twoją siostrą i wiem o tobie dużo. Za dużo. Myślałeś, że jak odejdziesz kawałeczek, to ja tego nie będę słyszeć ? Myliłeś się. Wszystko słyszałam. To jak powiesz mi co to za dziewczyna ? Jak ma na imię ? Ładna ?Znam ją ? Opowiadaj..
- Małpa! No ok, skoro chcesz wiedzieć. Wysoka, długowłosa brunetka, ciemne oczy, jest z Los Angeles i ma na imię Alice. 
- I ?
- I jest ładna..
- .. i?
- Podoba mi się.. 
- ... i ?
- I umówiliśmy się na sobotę.
Już chciałam go jeszcze o coś zapytać, ale w tym czasie ujrzałam jak z gabinetu wychodzi lekarz. Zarwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy do niego. 
- I co z mamą ? - spytaliśmy chórem.
- Na szczęście Waszej mamie nic takiego strasznego się nie stało. To omdlenie najprawdopodobniej spowodowane było skutkiem zmęczenia i stresu, jakie towarzyszyły jej w ostatnim czasie z tego, co nam powiedziała. Kiedy upadała uderzyła głową o posadzkę, przez co rozcięła ją sobie. Rana była niewielka, ale bardzo głęboka, dlatego musieliśmy założyć jej szwy. TK głowy nic nie wykazało.  
- Możemy już ją zabrać ?
- Naturalnie. Właśnie szedłem po wypis. Wejdźcie do gabinetu, a ja zaraz wracam i powiem wam co i jak.
Weszliśmy do środka, lekarz przyszedł po niecałej minucie. 
- Więc tak. Wasza mama musi na siebie bardzo uważać. Przepisałem jej leki przeciwbólowe. - mówił podając nam receptę - Musi je stosować tak, jak jest tam napisane no i oczywiście musi teraz bardzo dużo odpoczywać i nie stresować się. Mam nadzieję, że o to zadbacie. A i musi się do nas wstawić za pięć dni w celu zdjęcia szwów. Z mojej strony to wszystko. - powiedział.
- Dziękujemy bardzo panie doktorze.
- Nie ma za co. To tylko moja praca. 
- Jeszcze raz dziękujemy i do widzenia. - powiedział Max i wyszliśmy. 
- Jeżeli myślisz, że nie dokończymy tej rozmowy sprzed pół godziny to się grubo mylisz. - spojrzałam na brata z uśmiechem triumfatora i w pośpiechu poszłam do sali naszej mamy. 
Otworzyłam drzwi i weszliśmy. Od razu podbiegłam do niej i się mocno przytuliłam. Braciszek zrobił to samo.
- Ej. Dzieci uważajcie, bo mnie udusicie. - zaśmiała się.
- Ale nas strachu napędziłaś. - zaczęłam.
- Wiem. 
- Boli cię coś ? - spytał Max.
- Nie. Podali mi jakieś silne środki i nic nie czuję. - uśmiechnęła się. - A teraz chodźmy, bo mam już dosyć tego miejsca.
- Taa. Ja już też. - przytaknął Max i w szybkim krokiem wyszedł z sali, a za nim ja z mamą. 
Wyszliśmy na zewnątrz. Powoli robiło się chłodno. Może dlatego, że dochodziła północ. W pośpiechu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Po drodze zahaczyliśmy o aptekę, żeby wykupić leki. 
Po jakichś 30 minutach byliśmy w domu. 
Mama poszła do sypialni się położyć. 
Po tych wieczornych wydarzeniach odechciało się jeść całej naszej trójce. Posprzątałam bajzel w kuchni i też poszłam do swojego pokoju.
Włączyłam lampkę nocną i usiadłam na łóżku. Wzięłam do rąk mój telefon, który leżał na szafce nocnej. Odblokowałam i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia  od Rikera i sms.

" Jak będziesz mogła, to oddzwoń proszę. Czekam.
    Riker. "

Zaniepokoiła mnie trochę ta wiadomość i oddzwoniłam. Po chwili w telefonie usłyszałam głos Rikera.
- Halo ?
- Obudziłam cię ? - spytałam.
- Alex! Nie.. Czekałem, aż zadzwonisz. 
- Świetnie.
- Już myślałem, że się obraziłaś. 
- Ja ? No coś ty! A niby za co miałabym być zła ?
- No nie wiem..
- No właśnie, głuptasie. Mów co chciałeś.
- Pogadać.
- O czym ?
- A raczej o kim. Chciałem pogadać o Rossie.
- A co się stało ?
- Jeszcze nic.. Ale może..
- No ok. To kiedy chcesz się spotkać ?
- Yy. Teraz?
- Riker, wiesz która jest godzina ?
- Dochodzi druga. No proszę. 
- Ok. Za dwadzieścia minut przed moim domem. 
- Super. Będę czekał. - powiedział chłopak i rozłączył się.

Oj Riker, Riker. Ty to zawsze masz szalone pomysły! - pomyślałam. 


Wstałam z łóżka, schowałam telefon do 
kieszeni i podeszłam do lustra. Miałam na sobie jeszcze top i szorty. Postanowiłam się przebrać, bo na zewnątrz jest chłodno. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej dżinsy, sweterek, trampki i czapkę. 
Wychodząc weszłam jeszcze po cichu do mamy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że śpi. Dobranoc mamo. - pomyślałam i zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że Max siedzi w salonie i ogląda jakieś kreskówki. 
- Co ty tu robisz ? - spytałam. 
- Nie mogę spać. Postanowiłem sobie pooglądać telewizję. Byłaś u mamy ?
- Tak. Śpi.
- A ty co tu robisz ? 
- Wyobraź sobie, że też nie mogę spać. Idę się przewietrzyć. 
- Ok. Mam poczekać na ciebie ?
- Nie musisz. Wezmę klucze. 
- Jak sobie chcesz. To cześć.
- Pa. - odpowiedziałam i wyszłam. 

Riker już na mnie czekał. 

- Cześć piękna. - przytulił mnie.
- No hej. To gdzie idziemy ? - spytałam. 
- Daleko. - odpowiedział blondyn z uśmiechem na twarzy.
- Co ty kombinujesz ?
- Nic. No chodźmy! 
- Ale na pewno ?
- Taak. No chodź już. 

Zapowiada się nieprzespana noc! - pomyślałam, uśmiechnęłam się i ruszyłam za blondynem. 





Ogłoszenia parafialne! 
(Ekhem... ) xd

Witajcie kochani ! 

Mamy już 25. rozdział! Yay! Jak się cieszę. :)
Sorry, że musieliście tyle czekać, ale ostatnio mam coraz mniej czasu.
Mam nadzieję, że spodobają się Wam moje powyższe "wypociny" xd
Ostatnimi czasy rozdział przekroczył 12.000 wyświetleń ! Za co Wam z całego serca dziękuję. <3

Czekam na Wasze komentarze, które bardzo motywują mnie do dalszego działania. Dla Was to niewiele znaczy, a dla mnie znaczy bardzo wiele. 

Do następnego razu. <3 <3
Całuję. 
B.