środa, 1 października 2014

Rozdział 24.

Rozdział 24. - "Carpe diem!"


[...]

Po chwili usłyszałam jak ktoś ledwo słyszalnie puka do moich drzwi.

- Mogę wejść? - usłyszałam głos mamy.
Nie odpowiedziałam.
Po chwili drzwi się otworzyły i Mama weszła do pokoju. Usiadła obok mnie, a ja nadal leżałam zapłakana..

- Czemu to życie jest takie niesprawiedliwe? - spytałam przerywając nędzną ciszę.
- No właśnie. - westchnęła. - Nigdy nic nie jest takie, jak byśmy chcieli.
- Mamo, ja już nie daje rady.. To wszystko mnie przerasta.
- Wiem córcia, że jest ci ciężko, ale z dnia na dzień będzie co raz lepiej. Uwierz mi.
- Nie. Nic nie będzie lepiej. Życie jest do dupy!
- Dlaczego tak mówisz? 
- A jak mam mówić? Nie jestem już z Rossem, nie będę już grać w filmie...
- Ale jak to?
- No normalnie. Zadzwoniłam do Pana Millera i powiedziałam mu jaka jest sytuacja..
- I co on na to?
- Na początku nie chciał uwierzyć, ale ostatecznie się zgodził.. I powiedział, że od jutra zaczyna przesłuchania na moje miejsce..
- Tak mi przykro Alex.. A co z Rossem ? - spytałam.
- A z Rossem musiałam się rozstać. Chociaż bardzo tego nie chciałam i pękało mi serce, jak mu mówiłam, że nie możemy być razem.. Nienawidzę siebie! Nienawidzę życia! Nienawidzę ojca! - rozpłakałam się ponownie..
- Nie płacz kochanie, wszystko jeszcze się ułoży i jeszcze będziesz szczęśliwa. Zobaczysz. Wystarczy tylko trochę czasu.. - przytuliła mnie -  Może na rozweselenie gorąca czekolada? - spytała z uśmiechem.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziałam i po raz pierwszy od jakiegoś czasu uśmiechnęłam się.

Zeszłyśmy na dół do kuchni i zrobiłyśmy gorący napój. 
- Nie ma to jak pić z mamą gorącą czekoladę o północy.. - pomyślałam. 
Usiadłyśmy przy stole i rozmawiałyśmy do baardzo późna. 

*następny dzień*

Wstałam coś po 10 am. Na pół przytomna zeszłam na dół, żeby napić się zimnego mleka. Weszłam do kuchni i zauważyłam kartkę na stole. Wzięłam ją do ręki.

Córciu.
pojechałam, żeby załatwić ostatnie formalności związane z nową pracą i mieszkaniem. 
Jak wrócę, to zaczniemy się pakować. 
Całuję,
Mama.


Wzięłam szklankę i poszłam do góry. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po mój pamiętnik. Otworzyłam go i zaczęłam czytać. Aż łezka się w oku kręciła. Ile tam wspomnień, emocji..
Postanowiłam coś napisać.

Dziś 26 sierpnia, jeden z ostatnich dni, jakie spędzę w tym domu. 
W domu, w którym się urodziłam, w którym się wychowałam. 
Nie chcę stąd wyjeżdżać za nic. 
Ale co zrobię?
Niestety nic.
Jak to się mówi. Life is brutal. 
Przymyka się oczy i żyje się dalej. 
Chyba zacznę brać przykład z epikurejczyków.
Carpe diem - łap chwile, żyj chwilą. 


Po jakimś czasie zauważyłam, że mój laptop zaczął się świecić na niebiesko. Podeszłam do biurka i chwyciłam przedmiot. Ponownie usiadłam na łóżko i otworzyłam urządzenie. 
Miałam nieodebrane połączenie za skype'a od Olivii. 
Postanowiłam oddzwonić. 

- Hej Olivia. - przywitałam się, kiedy ujrzałam moją przyjaciółkę na ekranie. 
- Cześć kochana. Tęsknię. 
- Ja też za tobą tęsknię. Tak bardzo mi ciebie brakuje tutaj..
- Oo. A wiesz jak jest mi tu smutno bez ciebie ?
- Ou. No niestety nic na to nie poradzimy.. Opowiadaj, co u ciebie ?
- A no nie. Hmm. Co u mnie ? Nudno, to na pewno. Mama ciągle chodzi zapracowana. Nigdy nie ma na nic czasu. 
- To zupełnie tak, jak u mnie.
- A wiesz, co ci powiem ciekawego.. 
- No mów.
- Spotkałam ostatnio fajnego chłopka, jak spacerowałam nad Motławą. 
- No co ty. To świetnie. Będzie coś z tego ?
- Mam nadzieję. - zaczęłyśmy się śmiać. - Wiesz, jak się strasznie Gdańsk zmienił od momentu, kiedy byłyśmy tam razem z twoimi rodzicami..
- No co ty.
- Noo. Mam kilka zdjęć, to mogę ci później wysłać na maila. 
- To super. Będę czekać. 
- A co tam u ciebie ? Opowiadaj, co tam ciekawego się wydarzyło.
- Oj nie wiem, czy chcesz tego słuchać i oczywiście, czy masz tyle czasu..
- Pewnie, że mam. Dla swojej najlepszej i jedynej przyjaciółki nie miałabym czasu ? No weź przestań. Dla ciebie zawsze mam czas. Opowiadaj.
- No dobrze. - zaczęłam jej opowiadać wszystko od jej wyjazdu.. Trochę tego było.

Gadałyśmy przez jakieś dobre dwie godziny. Ale się nagadałam, aż teraz mnie w gardle coś drapie.
Wstałam z łóżka, by rozprostować moje zdrętwiałe od siedzenia nogi. Odłożyłam laptop na biurko i podeszłam do lustra. 
Doszłam do wniosku, że chyba czas się ubrać, gdyż dochodziła 1 pm.
Otworzyłam moją szafę z ubraniami i zaczęłam przerzucać rzeczy z kupki na kupkę, aż w końcu coś znalazłam. A mianowicie włożyłam jedne z moich ulubionych rzeczy, czyli t-shirt, szorty i trampki. 

Zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia.
Przygotowałam sobie tosty i usiadłam przed telewizorem w salonie. Wzięłam pilot do ręki i zaczęłam skakać po kanałach, szukając czegoś sensownego. O ile można znaleźć coś sensownego w telewizji w wakacje. 

Taa. Wakacje. Niestety ten beztroski czas wolności powoli dobiegał końca. Do końca został mi jeszcze niecały tydzień. Za sześć dni o tyn czasie będę już uczennicą drugiej klasy w Brooklyn College Academy w Nowym York'u. Nie wyobrażam sobie tego. Nowe miasto, nowi ludzie, nowa szkoła, nauczyciele. Nikogo tam nie znam. Będę zupełnie sama. Boję się tego, co będzie. A jeśli sobie tam sama nie poradzę?

Po chwili znalazłam coś interesującego na jakimś kanale przyrodniczym. Naprawdę mnie to wciągnęło.


* w tym samym czasie, dom Lynch'ów* 

Perspektywa Ross'a
Nie ruszało mnie nic. Byłem rozbity od środka. Zszedłem do kuchni by napić się trochę wody. Jak zwykle w salonie chłopacy toczyli ''wojnę" o to, kto ma rządzić pilotem. Typowe - powiedziałem sobie w myślach. Zwykle też brałem w tym udział. Właśnie.  Zwykle. Teraz coś się zmieniło. Czułem, jak cząstka mnie umiera w środku. Pff. Umiera? Co ja bredzę! Już umarła. Nigdy nie czułem się tak źle, jak się czuję teraz. Nawet, kiedy jako dziecko miałem zapalenie krtani i bolało jak cholera. Nic nie może opisać bólu, jaki czuję teraz. To jest po prostu nie do opisania. Człowiek jest nieżywy. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Chyba gorzej już być nie może. 
Wszedłem do kuchni po szklankę wody. Rydel mówiła coś do mnie, ale nie kontaktowałem. Ignorowałem wszystko i wszystkich. Wziąłem tylko to, po co przyszedłem i wróciłem do swojego pokoju. 
Rzuciłem się na łóżko i przykryłem szczelnie kołdrą. 
Nie minęło nawet pół godziny i ktoś wlazł do mojego pokoju, zrzucił kołdrę na podłogę.

- Riker, zlituj się człowieku! - krzyknąłem. 
- O bracie! Coś Ci tu zdechło ?
- Tak. Moje serce. 
- Kurde ile można się nad sobą użalać ?! Wstawaj natychmiast.
- Po co ?
- Musimy zrobić próbę. 
- Po co ? Przecież nie gramy ostatnio koncertów.
- O matko! Tobie trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku. Teraz nie gramy, ale zaraz po wakacjach kontynuujemy naszą trasę koncertową, więc nie marudź i ruszaj się! 
- Riker..
- Nie ma Riker. Za 15 minut jesteś na dole i zaczynamy próbę. Jeżeli się nie zjawisz, to skończy się to dla ciebie tragicznie. 
- Mhm..
- Pamiętaj. Za 15 minut na dole.. A i weź prysznic. Wszyscy chcemy pracować w normalnych warunkach. 
Spojrzałem na brata, chwyciłem za poduszkę i rzuciłem w niego.
Poleżałem jeszcze chwilkę i doszedłem do wniosku, że Rik chyba nie żartował. Postanowiłem jakoś się ogarnąć. 
Zrzuciłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Po 'kąpieli' ubrałem swoje ulubione porwane jeansy, t-shirt i trampki. Kiedy byłem już w miarę gotowy zszedłem na dół do salonu, gdzie siedzieli wszyscy. Po drodze usłyszałem, jak mówią coś o mnie. Nie ukrywam. Zdenerwowało mnie to. Nie cierpię, jak ktoś obgaduje mnie za plecami. Wszedłem do salonu i nagle wszyscy ucichli. 
- No proszę! Nie krępujcie się. Ja już wychodzę. - krzyknąłem i wyszedłem przed dom. 
Usiadłem na ławeczce przed domem i zacząłem rozmyślać. ZNOWU!

Po jakichś pięciu minutach przyszła do mnie Rydel. Usiadła obok mnie. Przez chwilę nic nie mówiła, tylko patrzyła się przed siebie. Po jakimś czasie przerwała tę błogą ciszę. 
- Ross. Wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko i wiem co czujesz, ale..
- Co ty do cholery jasnej wiesz ? Wiesz, jak ja się teraz czuję ?
- Ross daj sobie pomóc.
- Ciekawe w jaki sposób ? - prychnąłem. - Dla mnie nie ma już ratunku. Ale poczekaj.. Jest jedno wyjście. 
- No słucham. 
- Żyletka..
- Ross do cholery jasnej! Możesz się jakoś wziąć w garść? Od czasu, kiedy zerwaliście z Alex użalasz się nad sobą, jak małe dziecko. Zachowujesz się jak palant! Myślisz, że tym użalaniem coś zmienisz? Myślisz, że jak odbierzesz sobie życie, to coś zmienisz? Jak tak, to właśnie źle myślisz kochaniutki. Przecież to nie ma sensu. Dłużej tak nie wytrzymasz. Musisz się wziąć w garść. Wiem, że to, co teraz powiem jest banalne i oklepane, ale czas leczy rany. Zobaczysz. Za jakiś czas zapomnisz. Nie będzie już tak bolało. Także proszę cię i zrób to dla siebie, dla mnie, dla nas, dla fanów. Oni cię kochają i jestem tego pewna, że gdybyś sobie coś zrobił nie pogodzili by się z tym. To jak będzie? Spróbujesz?
- Rydel..
- Hmm?
- Dziękuję. - powiedziałem i przytuliłem się do siostry. 
- Nie ma za co. Przecież nie mogłam dłużej patrzeć na to, jak mój braciszek powoli leci na dno..
- Jesteś kochana. 
- Wiem. To jak? Idziemy robić próbę ?
- Idziemy. - odpowiedziałem i poszliśmy.

*godzinę później, dom Jons'ów*

Perspektywa Alex
Znudziło mi się oglądanie telewizora i postanowiłam pójść do swojego pokoju zacząć się powoli pakować. Znalazłam jakieś kartony i zabrałam się do roboty. Po niecałej godzince zauważyłam, że ktoś przyjechał. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam mamę. Zeszłam na dół, aby pomóc jej z kartonami, które wyciągała z samochodu. 
- Hej mamo. I jak tam ? Załatwiłaś wszystko ?
- Tak córciu. Mam dla ciebie niespodziankę. Na pewno się ucieszysz. 
- Tak ? A co to ?
- Zobaczysz. Musimy poczekać na Max'a.
- Co ? A kiedy on będzie? - zaczęłam się dopytywać jak mała dziewczynka.
- Dzwoniłam do niego i powinien za chwile tutaj być. O! O wilku mowa. - powiedziała i zobaczyłam podjeżdżającego pod dom brata. - Chodź, zaraz się dowiesz.
Weszliśmy do domu i usiedliśmy razem w salonie.
- Mamo, no powiesz wreszcie, o co chodzi ? - spytałam. 
- Już mówię. Więc zadzwonił do mnie dzisiaj ojciec.
- I czego chciał ? - spytał Max.
- Już mówię. Chciał się spotkać. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się na mieście i zaczął wypytywać, jak sobie radzimy. Powiedział mi, że Elizabeth jest w ciąży.
- Co ? Ale jaja! - powiedziałam z niedowierzaniem.
- To jeszcze nie koniec. - ciągnęła mama. - Powiedział mi też, że wyjeżdżają na stałe do Kanady i..
- I ?? - powiedzieliśmy razem z Max'em.
- I oznajmił mi, że nie będzie mi sprawiał żadnych problemów z rozwodem i majątkiem. Powiedział, że wszystko zostawia nam. Dziś dostałam pismo, że rozprawę rozwodową mamy dokładnie za tydzień.
- Czyli wychodzi na to, że zostawia nam wszystko i spada z naszego życia ? - spytałam. 
- Dokładnie tak. - odpowiedział Max.
- No ok, ale mamo powiedz mi, co teraz zrobimy, skoro mamy już mieszkanie wynajęte w Nowym Yorku, ty masz tam pracę, a ja dostałam się tam do szkoły. 
- Tak naprawdę, to nie wiem, co jeszcze z tym zrobimy, ale trochę się zastanawiałam po drodze do domu i wpadłam na pewien pomysł, tylko nie wiem, czy wam się spodoba. 
- No to mów.
- Wymyśliłam to, że może narazie nie będziemy sprzedawać domu. Teraz wybór należy do was, bo są dwie opcje. Albo jedziecie ze mną do Nowego Yorku tak, jak to było wcześniej ustalone, albo wy zostajecie tutaj i tylko ja wylatuję. Zastanówcie się, jak wolicie. 
- Szczerze ? Ja chciałabym zostać. Mam tutaj przyjaciół, Ross'a, własne miejsca, znam okolicę i w ogóle.. - powiedziałam.
- Ja też wolałbym zostać. - dodał Max.
- Czyli mam rozumieć, że wy zostajecie na miejscu, a ja lecę do Nowego Yorku ?
- Tak. - odpowiedzieliśmy chórem.
- Ufam wam kochani i wierzę, że sobie poradzicie tutaj beze mnie. 
- Też mamy taką nadzieję. - powiedziałam.
- Jak ja się cieszę, że mam takie mądre i rozsądne dzieci. - przytuliła nas. - To jak? Najpierw coś zjemy, a potem pomożecie mi  się spakować ? - spytała.
- Pewnie. - odparliśmy i poszliśmy wszyscy razem do kuchni.








Witajcie Kochani. :*

Przepraszam Was z całego serca za to, że nie dodawałam rozdziałów przez dwa ostatnie miesiące. W wakacje najpierw nie miałam weny, potem nie miałam czasu. Nadszedł wrzesień i teraz jest jeszcze gorzej. Nowa szkoła, masa obowiązków i jeszcze te dojazdy.. -,- 
Przyznam się Wam, że ten rozdział ( o ile w ogóle można go tak nazwać) pisałam cały miesiąc. 
Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż ktoś, kto przeczyta ten beznadziejny rozdział. 
Postaram się pisać kolejny rozdział w każdej wolnej chwili. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli tak długo czekać, jak na ten tutaj. 

Do napisania! :*
Kocham. <3
B.








6 komentarzy:

  1. Superaśny!! Ross... Nie, nie, nie..... Żyletka?! Poje*ało Cię? SUPER CZEKAM!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg! Ona zostaje! Ale sie Ross ucieszy! Jeju *.*
    Rozdział świetny. Nie wiem co jeszcze napisać. Powiem tylko, że czekam na next.
    Całuski ;**
    ~Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz jestem na twoim blogu i.... strasznie mi się podoba :) Czekam na next ♥
    ***
    Wiem, że już zapraszałam cię na tt ale zrobię to jeszcze raz http://dancingcinderellastory.blogspot.com Mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz komentarzyk xD

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiecc.... pamietaj zawsze ze ja czytam twojego bloga. A o rozdziale : superowy i czekam na dalsze część i mam nadzieję że pojawia sie juz nie długo :***

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu rozdział jest cudowny

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak cudownie! Zostają tutaj!
    Kurcze, chcę wiedzieć jaka będzie reakcja Rossa. RIGHT NOW! (Pewnie będzie skakał pod sufit ze szczęścia, ja wam to mówię)
    Liczę że do siebie wrócą, bo jak nie to do ciebie przyjadę i skopię tyłek ;*

    Co do notki - rozdział jak zawsze super. I spokojnie, nie mam ci za złe że nie pisałaś. Bo ja sama tak mam, właśnie teraz. Nic mi nie przychodzi do głowy, mało czasu na cokolwiek, masa nauki. Obowiązki ucznia, cholera :v
    Czekam na nexta, cierpliwie. Bo rozumiem co przeżywasz .-.

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ. <3