Strony

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 18.

Rozdział 18. - "Jesteś moim bohaterem !"

[...]

Po chwili Riker skończył rozmawiać ze swoimi rodzicami.


- I jak ? - spytałam. - Jest w domu ?
- Nie.. Nie wrócił do domu. 
- To niemożliwe. - powiedziałam ze łzami w oczach. - To niemożliwe ! - krzyknęłam ponownie.
- Ćśś. Uspokój się. Nie płacz. Może Ross stoi w korku przez ten wypadek, co widzieliśmy po drodze..
- Wypadek ? Czekaj, czekaj. Już wiem czyj samochód widziałam. Już sobie przypominam. - w tym momencie łzy zaczęły mi lecieć ciurkiem. 
- Van, czyj to był samochód ? - spytał Riker.
- Ro... Ross'a - wymamrotałam przez łzy.
- To na pewno nie on. Wiesz ile osób w tym stanie ma taki samochód ?
- Ale ja jestem pewna. A jeżeli, to on miał ten wypadek ? 
- Nawet o tym nie myśl.. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi. A jeżeli Cię to uspokoi, to możemy tam jechać i sprawdzimy, co z tym wypadkiem.. Chcesz ?
- Na co czekasz ? Jedziemy.. On może być ranny..

W tym samym czasie ukazała się nam jakaś postać. Wysoka. Ewidentnie było widać, że to mężczyzna. Szedł w naszą stronę. Po chwili ukazała się nam jego twarz. To był Ross ! 

- Ross, kochanie. Nic Ci się nie siało ? - spytałam.
- Nie.
- Jak to nie ? Przecież widzę. Masz rozcięty łuk brwiowy i wargę. 
- Zagoi się. 
- Trzeba to opatrzyć. Riker, masz apteczkę w samochodzie ?
- Tak. Poczekaj, przyniosę. - powiedział blondyn i poszedł w stronę pojazdu.
- Ross. Fatalnie to wygląda. Co się z tobą stało? Tak się martwiłam. 
- Niepotrzebnie. Nic mi nie jest.
- Ross. Nie udawaj chojraka. 
- Proszę. - powiedział Riker, podając mi apteczkę.
- Dzięki. - odpowiedziałam. Wyciągnęłam wodę utlenioną i gaziki.
- Teraz się nie ruszaj Ross. - powiedziałam i przyłożyłam chłopakowi do rany gazik.
- Ałłł ! To boli. 
- Nie trzeba było się bić.
- Ale ja się nie biłem.
- To w takim razie, co robiłeś ? 
- Nic złego.  Po prostu jechałem tutaj i po drodze najechałem na wypadek samochodowy. Zatrzymałem się i postanowiłem pomóc. Wezwałem karetkę, straż, policję, no i sam próbowałem pomóc jej tak, jak umiałem. Dziewczyna na szczęście była przytomna. Udało mi się ją wyciągnąć z samochodu zanim doszło do eksplozji. 
- Wow. Nie wiedziałam. Przepraszam za ten sarkazm..
- To ja przepraszam. 
- Za co ?
- Za to, że się nie zjawiłem na czas, za to, że jestem takim dupkiem, za wszystko. To co tutaj widzisz miało być niespodzianką dla Ciebie, ale jak zwykle coś spieprzyłem..
- Ross, co ty bredzisz. Życie tej dziewczyny było ważniejsze niż ja. Uratowałeś ją i to się liczy. Gdybyś się wtedy nie zatrzymał, to ona by tego nie przeżyła i by zmarła.. Uratowałeś jej życie. Jesteś moim bohaterem. Kocham Cię, Ross.
- Ja Ciebie bardziej.
- Wcale, że nie i się nie kłóć. A teraz jedziemy do szpitala. 
- Co ? Ja nie jadę do żadnego szpitala. Nic mi nie jest..
- Ross, przestań. Ja wiem, że się boisz szpitala. No ale trudno. Bywa. 
- Coo ? Ja się boję ? Pff. Chyba żartujesz.
- Czyli się zgadzasz ?
- Tak.
- No i fajnie. - powiedziałam z triumfem w głosie. 
- To jedziemy moim ? - spytał Riker.
- Tak. Jedziemy twoim. - powiedziałam.

Po 15 minutach byliśmy już pod szpitalem.  


*

Wysiedliśmy z samochodu w udaliśmy się do izby przyjęć. Podeszłam do okienka i zarejestrowałam Ross'a, po czym usiedliśmy na pobliskim korytarzu, gdyż lekarz był chwilowo niedostępny. Siedzieliśmy w ciszy. Po kilku minutach otworzyły się drzwi gabinetu i wyprowadzili stamtąd na wózku dziewczynę. Taką w moim wieku. Ross wstał gwałtownie i podbiegł do niej. Nie powiem. Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale domyślałam się, kto to może być. Blondyn rozmawiał z lekarzami. Kiedy wrócił, potwierdził moje przemyślenia. 

- To ta dziewczyna ? - spytałam.
- Tak.
- I co z nią ?
- Lekarze mówią, że ma złamane kilka żeber, rękę i wstrząśnienie mózgu. Musi teraz zostać w szpitalu na kilka dni. 
- Kocham Cię. - powiedziałam do Ross'a i przytuliłam się do niego.
- A to za co ?
- A to już nie mogę powiedzieć mojemu facetowi, że go kocham i przytulic się do niego ?
- Nie no możesz. Nie powiem. Bardzo mi się to podoba.. - mówiąc uniósł dwukrotnie brwi.
- Pan Ross Lynch. Zapraszam do gabinetu. Pan doktor już na pana czeka.- powiedziała pielęgniarka.

Ross spojrzał na mnie oczami szczeniaczka.


- No Ross. Idź. Podobno się nie boisz. 
- Dobra. Zmieniam zdanie. Boję. Chodź ze mną kochanie. 
- Haha. A niedawno się nie bałeś.
- Ale teraz już mi przeszło. No chodź.
- Panie Lynch ! Idzie pan, czy rezygnuje ? - ponagliła pielęgniarka.
- Idę, idę. - burknął Ross i poszedł sam, a ja odprowadziłam go tylko wzrokiem.

- Haha. Ale mu powiedziałaś. - powiedział Riker.
- No co ? Do końca życia trzeba będzie z nim chodzić do lekarza, bo się boi ? Nie ma dobrze.
- Oj będzie zły. Jak tam nie zemdleje, to będzie dobrze.
- Co ? 
- No on jak widzi igłę to mdleje. Nie wiedziałaś ?
- Nie. Kurde. Mogłam iść z nim. Cholera.
- Nie przejmuj się. Wytrzyma. 
- Mam nadzieję.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy, po czym odezwał się Riker.
- Um.. Van.
- Tak ?
- Powiedz mi, co teraz będzie ? 
- Ale z czym ?
- Z nami.
- Jak z nami ?
- No nie mów, że to, co się stało między nami nic dla ciebie nie znaczyło..
- Nie. Znaczy Riker, to nie tak. Posłuchaj. To, co się wydarzyło, nie powinno się stać. Jestem z twoim bratem, którego bardzo kocham. Nie myśl, że ty nie jesteś dla mnie ważny, bo tak nie jest. Jesteś dla mnie ważny i to bardzo. Kocham cię jak brata, przyjaciela.
- Czyli nie mam u ciebie żadnych szans ?
- Riker..
- Dobra. Zamiećmy pod dywan to wszystko co się między nami stało. Pocałunki, wspólnie spędzone chwile we dwoje. Zapomnijmy. - powiedział, po czym po chwili dodał - Poczekaj na Ross'a. Ja idę do samochodu.
- Riker ! - krzyknęłam.
- Nie Riker. Zastanów się Van najpierw czego tak na prawdę w życiu chcesz. Jak się zastanowisz zadzwoń, napisz. Cokolwiek. Ale teraz daj mi spokój. Chce być przez chwilę sam. - powiedział i poszedł. 
Nie czekałam długo. Po jakiś 10 minutach wyszedł Ross. Poprawka. Wyprowadzili Ross'a. Był cały blady. Natychmiast podbiegłam do niego.
- Ross. Co się stało ? - spytałam.
- Nic mu nie będzie. - powiedział lekarz. - Po prostu boi się igły. 
- A jak z jego raną ?
- Jego rana na szczęście nie była zbyt duża, ale głęboka. Założyliśmy mu 3 szwy. Jutro niech o 11.00 zgłosi się do mnie na oddział, zmienimy mu opatrunek. Tutaj zapisałem leki na wszelki wypadek, jak by go bolała głowa, to proszę mu dać dwie tabletki. Na dziś dziękuję. Do zobaczenia jutro.
- To my dziękujemy panie doktorze. Do zobaczenia jutro.
- Do widzenia. - odpowiedział lekarz i wszedł do swojego gabinetu. 
Mieliśmy już z Ross'em iść do samochodu, gdy ten nagle się zachwiał.
- Ross. Wszystko ok ? - spytałam.
- Tak. 
- Usiądźmy. Blady jesteś.
- Wydaje ci się kochanie.
- Wzrok mam dobry. 
- A jak się w ogóle czujesz ?
- W życiu nie czułem się tak dobrze jak teraz.
- Ale ściemniasz.
- Ja ?
- Tak. Ty. Widzę, że czujesz się już lepiej. Chodź wracamy do domu. 
- A w domu będzie nagroda ?
- Za co ? Za to, że zemdlałeś, czy za to, że się boisz igieł.
- Haha. Bardzo śmieszne.  - powiedział i udał obrażonego. 
- Zobaczymy. - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek. 
- No ja myślę. - zaczęliśmy się śmiać.


*

Dojechaliśmy do domu w ciszy. Ross próbował jakoś zagadać Riker'a ale to na nic. Ewidentnie był wkurzony o to, co się stało kilka chwil temu.. 
- Do zobaczenia. - powiedziałam wychodząc z samochodu.
- Jak to do zobaczenia ? Przecież miałaś zostać.. - oburzył się Ross.
- Nie mam nastroju. I głowa mnie strasznie boli. Muszę się położyć...
- To ja idę z tobą..
- Nie Ross. Chcę być sama. Odezwę się. Pa..
- Jak sobie chcesz. - powiedział i poszedł do domu. Ja zrobiłam to samo.


Weszłam do domu i znowu "trafiłam" na kłótnię rodziców. Ostatnio dość często się kłócili.. Nie wiem dlaczego. Nie chciałam w tym uczestniczyć więc poszłam do kuchni po tabletkę, po czym pomaszerowałam do swojego pokoju.. Spakowałam książki do torby i poszłam pod prysznic. Byłam strasznie zmęczona. Zasypiałam na stojąco. Po wyjściu z łazienki położyłam się do łóżka. Nastawiłam budzik, zgasiłam światło i w mgnieniu oka zasnęłam. 


*dwa dni później*
Obudził mnie odgłos czegoś bardzo głośnego nad moim łóżkiem. Oczywiście był to budzik. Wystraszyłam się, bo dawno, ale to dawno go nie używałam. Była 7:30. Czas wstawać do szkoły - pomyślałam. Poczłapałam do łazienki. Ubrałam to :



i zeszłam na dół do kuchni. Tam zastałam rodziców nieodzywających się do siebie. Zrobiłam sobie szybko tosty i poszłam do salonu, gdyż nie lubię jak rodzice są pokłóceni. Zjadłam w pośpiechu i wyszłam z domu. 
Wyciągnęłam z torby słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę i zaczęłam myśleć o Ross'ie. Nie odzywał się wczoraj i w ogóle.. To było do niego nie podobne.. 
 Po około 20 minutach byłam już w szkole. Miałam jeszcze 15 minut do pierwszej lekcji postanowiłam usiąść na parapecie i powtórzyć sobie ostatnie trzy tematy z biologii, ponieważ miała być kartkówka. Jak chciałam tak zrobiłam lecz nie trwało to długo, bo przyszła najwredniejsza grupa dziewczyn w szkole. Nikt ich nie lubił. Nikt bynajmniej z normalnych ludzi. Oczywiście wśród nich była też Jessica, która strasznie działała mi na nerwy..

- Czytałam, że twój Rossiak cię zdradza.. - powiedziała jedna z nich.
- Nie jesteś zazdrosna ? - ciągnęła Jessica.
- Ja tam bym była. Takie ciacho ! 
Starałam się je ignorować, ale w pewnym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam. 
- Odpie*dolcie się ode mnie. Czy wy zawsze się musicie do mnie przykleić ? Znajdzie sobie kur*a kogoś innego, a mi dajcie spokój ! - krzyknęłam i w pośpiechu poszłam stamtąd. 
Ale to, co powiedziała jedna z nich nie dawało mi spokoju.. Ross mnie zdradza.. Hmm. Ciekawe. Ale na pewno te puste lale to wymyśliły, żeby mnie sprowokować. Błąkałam się po szkole bez celu, kiedy usłyszałam dzwonek na lekcję. Ucieszyłam się i od razu poszłam pod klasę. Jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam na dzwonek na lekcje.. 
Kiedy doszłam do klasy pani Smith już tam była i właśnie otwierała drzwi. Weszliśmy, usiedliśmy na swoich miejscach o od razu zaczęła się kartkówka. 


*

Po lekcjach podeszła do mnie panie Smith i powiedziała:
- Alexandro, jestem z ciebie bardzo dumna.
- Dlaczego ? 
- Napisałaś kartkówkę najlepiej z całej klasy. Oczywiście dostałaś szóstkę.
- Naprawdę ? Tak się cieszę. Dziękuję. - powiedziałam uradowana.
- Nie dziękuj. Zasłużyłaś.

Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam ze szkoły. Zastanawiało mnie jedno. Nie było w szkole dzisiaj Olivii. Postanowiłam do niej zadzwonić.

- Halo ?
- No hej Liv. Czemu cię nie było dziś w szkole ?
- A długa historia.. 
- Co się stało ?
- Przepraszam cię Van. Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwoń koło 19:00 na skype.
- Ok. Będę. To do wieczoru.
- Do wieczoru. Paa.
- Pa.. - powiedziałam i rozłączyłam się.

Hmm. Dziwne. Ona nigdy nie była taka tajemnicza.. - pomyślałam. 
Postanowiłam pójść do domu okrężną drogą wzdłuż plaży.. Kiedy tak szłam ludzie się odwracali za mną i szeptali coś pomiędzy sobą. Nie wiedziałam o co im chodzi. Po drodze był salon prasowy. Weszłam po gazetę z ogłoszeniami.. 
Przeglądałam kilka gazet. Wzięłam dwie, które najbardziej mnie zainteresowały.
- To wszystko ? - spytała ekspedientka.
- Tak. - A nie chce pani zobaczyć gazety o sobie i swoim chłopaku ?
- Co ? Jak o mnie i o moim chłopaku ? - spytałam zdziwiona. 
- No proszę niech panienka zobaczy.. - powiedziała kobieta podając mi gazetę.

O kurde ! Faktycznie. To już wiem o co chodziło Jessice. No świetnie. A w ogóle skąd ta baba wie, że Ross to mój chłopak?  - powiedziałam do siebie.
- Ile to razem będzie ?
- 7,45$

Zapłaciłam i pospiesznie wyszłam z tego miejsca. No nie ! Nie dość, że ten śmieszny temat : "Czy Ross Lynch zdradza swoją dziewczynę ?" to jeszcze nasze zdjęcia razem na pierwszej stronie, no i oczywiście zdjęcie tej 'tajemniczej' dziewczyny. Zaraz, zaraz... Przecież to jest ta dziewczyna z wypadku ! 





Witajcie kochani po tak długiej przerwie ! Co tam u Was się ciekawego wydarzyło ? Z góry przepraszam Was bardzo za tak długą nieobecność. Brak czasu i weny. Ten rozdział pisałam 7 razy. I powstał ten oto rozdział do bani! Moim zdaniem jest do niczego, ale to już zostawiam do Waszej opinii. Przez ten czas nieobecności zaniedbałam swój blog no i oczywiście też mam zaległości na Waszych blogach, które postaram się jak najszybciej nadrobić. ^.^
Kochani dziękuję Wam bardzo za to, że odwiedzacie mojego bloga. Dziękuję za ponad 5000 wyświetleń ! Jesteście wspaniali. Kocham Was. <3 <3
Kolejny rozdział powinien się pojawić szybko, bo już zaczynam go pisać. Mam już pomysły na kolejne rozdziały. :***

Proszę Was o komentarze, które motywują mnie do pisania. ;*****

Kocham Was. ! 
Do następnego razu. <3 <3 <3

Nie wiem, czy słyszeliście, ale ja przy taj piosence na YT 'gwałcę' replay. Haha. xd <3





`Becia`